Córka Hery i Aresa szybkim krokiem zmierzała w stronę Wielkiego Domu. Idąc za Grover'em, ocierała spocone dłonie o spodnie. Kiedy wyszli z lasu, satyr gdzieś się ulotnił, a dziewczyna została sama. Dopiero teraz dopadły ją wątpliwości: czy bogowie chcą ją zniszczyć? A może raczej uczynić boginią? W tej chwili modliła się do wszystkich znanych sobie bogów, aby wybrali jakieś inne rozwiązanie. Przecież nie mogła zostać unicestwiona! Do Obozu trafiła niedawno, lecz pokochała to miejsce. Było na pewno o wiele lepsze od Podziemia z tymi jego wszystkimi potworami i zmarłymi... brr. "Ochyda" - pomyślała Victoria. - "Jak ja mogłam tam mieszkać tyle czasu?" Bycie jakąś pomniejszą boginią też niezbyt jej się uśmiechało. Musiałaby przez wieczność siedzieć na Olimpie i wysłuchiwać kłótni bogów. No, i nie mogłaby spotykać się z Nikiem. "Chyba się w nim zakochałam..." - pomyślała.
Rozmyślania tak ją pochłonęły, że zanim się obejrzała, już stała na drewnianej werandzie. Wzięła głęboki oddech i ostrożnie przekroczyła próg budynku. Przeszła przez długi korytarz, skręciła w lewo. Następnie weszła po krętych schodach i znalazła się przed drzwiami. Wisiała na nich tabliczka z napisem "Chejron, koordynator zajęć". Dziewczyna nerwowo przejechała ręką po włosach, po czym delikatnie zapukała. Nie słysząc odpowiedzi, zastukała ponownie. Nic.
W końcu, po kilku minutach oczekiwania, Vic zdecydowała się wejść do środka. Nacisnęła klamkę i pchnęła drewniane wrota. Ku jej zdziwieniu, pokój urządzony był w bardzo wesołych kolorach. Spodziewała się brązu lub beżu, a tymczasem ściany gabinetu pomalowane były na jasny zieleń, a meble wykonano z ciemnego mahoniu. Pośrodku pomieszczenia stało duże biurko, na którym piętrzyły się stosy papierów. Niedaleko biurka stała szafa, nieco dalej widoczne było wejście na balkon. W kącie pokoju stał okrągły stolik z czterema krzesłami. "To pewnie tutaj Chejron grywa sobie w remika z Panem D." - zadrwiła w myślach Victoria. Jednak bardziej zainteresowały ją fotografie, stojące na komodzie pod jedną ze ścian. Podeszła bliżej i wzięła jedną z ramek do ręki. Rozpoznanie postaci na zdjęciu zajęło jej trochę czasu, ale w końcu odgadła. Z fotografii uśmiechał się do niej jedenastoletni Percy, stojąc po kostki w morzu. Obok niego machał do aparatu wysoki, barczysty mężczyzna. Włosy miał czarne, a jego oczy były w kolorze morza. Bardzo przypominał Percy'ego, więc Vicki domyśliła się, że to Posejdon. Poczuła ukłucie żalu; ona nigdy nie poznała matki, ani ojca, wychowywała się u Hadesa, praktycznie nie mając kontaktu ze światem na powierzchni. Z cichym brzdękiem odstawiła przedmiot na miejsce. Rozejrzała się po pozostałych fotografiach - na wszystkich widnieli młodzi półbogowie ze swoimi boskimi rodzicami... Annabeth Chase z Ateną, Clarisse La Rue z Aresem, Thalia Grace z Zeusem i... Nico di Angelo z Hadesem? Już miała przyjrzeć się bliżej wizerunkowi Pana Podziemi i jego syna, gdy za sobą usłyszała donośny stukot kopyt.
- Wspaniałe, prawda? - to był Chejron. Córka Hery odwróciła się prędko, speszona.
- Emm... Chejronie, witaj. Przepraszam, ale Grover powiedział mi, że chcesz się ze mną widzieć. Przyszłam więc, ale ciebie nie było i...
- Dobrze już, nic się nie stało - przerwał jej centaur. - Przyzwyczaiłem się już do tego, że obozowicze wchodzą do mojego gabinetu bez pytania. Uwierz mi, ADHD nie ułatwia życia. Usiądź, moje dziecko, proszę.
Mówiąc to, wskazał ręką na fotel ustawiony naprzeciwko zawalonego papierami biurka, po czym sam usiadł, magicznie zmieniając postać. Był teraz niepełnosprawnym mężczyzną na wózku.
Po krótkiej chwili wachania, Victoria także usiadła. Kiedy tylko to uczyniła, koordynator zajęć przemówił.
- Tylko raz na 10 lat bogowie odwiedzają nasz obóz i spędzają cały dzień ze swoimi pociechami. Jak pewnie wiesz, Zeus zakazał im fizycznych kontaktów z ziemskim potomstwem, lecz na to jedno ustępstwo się zgodził.
Dziewczyna nie za bardzo rozumiała, dlaczego Chejron jej to wszystko mówi, ale słuchała cierpliwie dalej. Nie wiedziała, do czego zdolny jest centaur.
- No, ale do rzeczy. Po coś Cię w końcu tu wezwałem. - Chejron uśmiechnął się pokrzepiająco. - Jak już zapewne wiesz, byłem dziś na Olimpie, aby porozmawiać z bogami na pewne tematy, w tym także przedyskutować twój los.
Zdania były podzielone. Niektórzy bogowie głosowali za zmienieniem cię w gwiazdę i umieszczeniem na niebie, jeszcze inni za całkowitym unicestwieniem. Bo długiej i burzliwej dyskusji, zadecydowano, że pozostaniesz w Obozie przez pewien czas, na tak zwany "okres próbny". Jeśli Olimpijczycy uznają, że twoja moc jest zbyt silna i zagraża mitologicznemu światu, zniszczą Cię. Póki co, jesteś jednak bezpieczna. Nie będę Cię już dłużej zatrzymywał, niedługo rozpoczynamy ognisko. Musisz jeszcze zapoznać się ze wszystkimi obozowiczami.
I tym jakże optymistycznym akcentem zakończył rozmowę. Córka Hery siedziała jeszcze przez chwilę w obitym skórą fotelu, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Niezmiernie cieszyła się, że bogowie dali jej szansę i postanowili zostawić w Obozie. Jednego tylko nie mogła zrozumieć: jak jej moc miała komukolwiek zagrażać, skoro ona sama jeszcze jej nie odkryła?
Miała właśnie otworzyć drzwi i wyjść na korytarz, kiedy usłyszała za sobą głos centaura:
- Miłej zabawy, Victorio. I powodzenia!
Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Dziękuję, Chejronie. Za wszystko. - odpowiedziała.
Po tych słowach, Victoria wyszła i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Zeszła na dół i ruszyła w stronę placu, gdzie za chwilę miało rozpocząć się ognisko.
^*^
Witajcie ;* Po tygodniowej przerwie, mamy rozdział XIV! Żywię wielką nadzieję, że Wam się spodoba i przepraszam za wszelkie błędy ;) Moją nieobecność usprawiedliwiam w poprzednim poście i proszę o wybaczenie ♥ Następny rozdział pojawi się w środę lub czwartek, zobaczę, do kiedy się wyrobię :D Mam do Was ogromną prośbę: KOMENTUJCIE! To dla mnie wiele znaczy, motywuje do dalszego pisania; sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech!! ;D Dla Was to przecież moment, a dla mnie satysfakcja. Jeszcze raz bardzo Was proszę o komcie =)
Pozdrawiam z całego serca i miłego czytania! ;***