Był słoneczny, bezchmurny dzień - pierwszy taki tego lata w Obozie Herosów. Krystalicznie czyste jezioro na Wzgórzu Herosów odbijało promienie słoneczne, rozszczepiając je na tysiąc kolorów. Percy uwielbiał wodę: zawsze podnosiła go na duchu i napełniała szczęściem. Nic dziwnego, skoro była domeną jego ojca, a dzięki temu także i Percy'ego. Chłopak mimo wszystko cieszył się ze swojego pochodzenia, mimo, że posiadanie boskiego rodzica wiązało się z wieloma trudnościami. Nie mogli codziennie się widywać i z pewnością daleko było im do normalnej relacji ojciec-syn. Nie wspominając już o tym, że Posejdon zniknął z niego
życia, gdy Percy miał zaledwie siedem miesięcy. Wszystkie te myśli krążyły herosowi po głowie, gdy siedział na werandzie
Wielkiego Domu i rozkoszował się nadchodzącym latem. Śpiewały ptaki; ze strony pól, na których uwijało się kilkoro obozowiczów, czuć było aromatyczną woń truskawek, a z areny dobiegał szczęk broni i odgłosy pojedynków. W oddali Percy dostrzegł dzieci Demeter, pielęgnujące rosnący bujnie na dachu ich domku ogród. Nieopodal, dzieci Ateny rozciągnęły na trawniku przed domkiem numer sześć ogromną mapę. Usadowione po turecku dookoła przyglądały się jej, studiując ją dokładnie i robiąc notatki. Pewnie rozpisują strategię kolejnej bitwy o sztandar. Typowe, stwierdził Percy, a jego myśli, jak gdyby wiedzione wiatrem, bezwiednie spoczęły na pewnej jasnowłosej córce Ateny. Znali się z Annabeth już tak długo, a chłopak wciąż nie mógł się nadziwić
jakim jest szczęściarzem. Była przecież taka piękna. Jej falujące blond loki, bystre szare oczy przywodzące na
myśl burzę, pełne, czerwone usta, zgrabna sylwetka i długie, szczupłe nogi…
Oczywiście, jak przystało na dzieci bogini mądrości, Ann była czymś zdecydowanie więcej niż tylko ładną buzią. Determinacja, upartość w dążeniu do celu, odwaga oraz ponadprzeciętna inteligencja to cechy, które Percy lubił w niej najbardziej. Nie od początku się jednak polubili. Po pierwszym spotkaniu i jeszcze jakiś czas później, Annabeth była sceptycznie nastawiona do nowo przybyłego obozowicza. Jednak po przeżytych wspólnie przygodach, zwyciężonych przeciwnikach i pokonanych przeszkodach, w końcu odnaleźli drogę, którą mogli kroczyć razem. Nauczyli się sobie ufać i przestali się bać wyrażania uczuć, którymi darzyli siebie nawzajem. Percy odtworzył w myślach ich pocałunek w jego urodziny parę lat temu. Czuł się wtedy tak, jak jeszcze nigdy. Niespodziewanie, z zadumy wyrwało go jakieś zamieszanie w pobliżu areny do ćwiczeń. Odwrócił głowę w tamtą stronę i zauważył Jasona i Piper. Chyba się kłócili, ponieważ Jason gestykulował energicznie, a jego towarzyszka, cała rozzłoszczona, co chwilę coś wykrzykiwała.
Percy wiedział, że nie powinien podsłuchiwać ich kłótni, mimo wszystko najciszej jak potrafił zbiegł z werandy i zbliżył się do dyskutującej pary. Jeśli pojawiły się jakieś zgrzyty w jego zespole, który lada chwila miał wyruszyć na ważną misję, musiał o tym wiedzieć.
- Jason, ja mam już tego naprawdę powyżej uszu. Nie możesz mnie stale kontrolować i wciąż mówić mi, co mam robić! – wykrzyczała swojemu chłopakowi w twarz Piper.
- Kochanie, proszę Cię, uspokój się. – poprosił
Jason – Posłuchaj, ja po prostu nie chcę, żebyś się narażała! Ta wyprawa będzie bardziej niebezpieczna niż wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia.
- Właśnie, wrzuć na luz, Pipes - swoje trzy grosze musiał oczywiście Leo, który stał nieopodal oparty o framugę drzwi do zbrojowni, bawiąc się trzymanym w ręce kluczem francuskim.
- Kiedy w końcu zdacie sobie sprawę, że nie jestem jakimś tam delikatnym kwiatuszkiem i nie trzeba mnie ciągle ochraniać? Na bogów, chcę
pojechać z Wami do Grecji i wreszcie się na coś przydać. W końcu Przepowiednia wybrała tez mnie – ofuknęła ich sfrustrowana.
- Straciłem już w życiu zbyt wiele, Piper. Nie mogę stracić i Ciebie – odrzekł cicho Jason łamiącym się głosem. - Za bardzo mi na Tobie zależy.
Percy’ego bardzo zdziwiło, że Jason publicznie okazuje emocje i to w tak intensywny sposób. Zwykle starał
się udawać twardziela i wszelkie rozterki zachowywał dla siebie, żeby poradzić sobie z nimi w samotności. Życie bardzo go doświadczyło i wypracował sobie mechanizm obronny, który pomagał mu poradzić sobie w trudnych chwilach. Był tak samo opanowany i momentami stanowczy jak jego ojciec, Zeus. Zawsze był starał się być godnym przywódcą, zachować skupiony i opanowany umysł; musiał przecież dawać dobry przykład tym, którzy szli za nim do walki. Z drugiej strony jednak, kiedy już stracił panowanie nad sobą, niewiele było go w stanie powstrzymać. W tym również przypominał swego ojca - gniew Zeusa nie miał sobie równych, czego Percy doświadczył niejednokrotnie na własnej skórze. Grace przechodził więc ze skrajności w skrajność, a wahania te były zbyt nieprzewidywalne, by zawsze na nich polegać. Gdy rok temu wyruszyli na
misję do zaprzyjaźnionego Obozu Jupiter i Piper została porwana przez tytana Polybotesa, Jason był w rozsypce. Targał nim bezradny gniew, nie chciał
z nikim rozmawiać, a jego półboskie moce znacznie osłabły. Mówiąc szczerze, Percy wcale się mu nie dziwił; córka Afrodyty była przecież
miłością życia Jasona, podobnie jak dla niego była nią Annabeth. Na szczęście dzielna Piper, używając swego słynnego sprytu i umiejętności czaromowy, uciekła. I choć cała historia zakończyła się szczęśliwie, od tej pory władający burzą heros panicznie boi się utracenia jej czy chociażby dłuższej rozłąki
Odganiając od siebie wspomnienia wydarzeń zeszłego lata, Percy ponownie spojrzał na Piper i Jasona.
Z ulgą spostrzegł, że obejmują się, stojąc pośrodku placu i gorączkowo szepczą wzajemne przeprosiny. To nie jest czas na kłótnie i wątpliwości, pomyślał syn Posejdona. Bardziej niż kiedykolwiek musimy trzymać się razem, bo od tego zależy nasze życie podczas tej wyprawy. Przyglądający się całej sytuacji Valdez mrugnął do niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w zbrojowni. Percy postanowił nie przeszkadzać pogodzonej parze, więc skierował swoje kroki w stronę domku numer trzy.
Już miał otworzyć drzwi, gdy nagle poczuł na plecach znaczny ciężar. Bicie jego serca przyspieszyło.
- To tylko ja, Glonomóżdżku – uspokoiła go ze śmiechem Annabeth.
Odwrócił się do niej i uściskał z całych sił. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i złożył na ustach pocałunek pełen tęsknoty i radości, że znów ją widzi.
- Strasznie się stęskniłem... ale nie spodziewałem się Ciebie przez następny tydzień. Przyjechałaś z tatą? – spytał Percy. – Jak Wam idzie?
- Tak, jest ze mną. - odparła Annabeth. - No wiesz, stara się – dodała z lekko wymuszonym uśmiechem.
Percy spojrzał na nią smutno. Wiedział, że
ojciec Ann wkłada wiele wysiłku w odbudowanie ich relacje po tym, jak dziewczyna mając siedem lat
uciekła z domu. Nie czuła się wtedy akceptowana w nowej rodzinie ojca i nawet po tylu latach nada czuła się nieswojo przebywając w towarzystwie macochy i przyrodnich braci. Ann doceniała to, że wszyscy oni starają się traktować ją jak prawdziwego członka rodziny, lecz gdzieś w głębi duszy wiedziała, że jest jedynie przeszkodą na drodze ojca do prawdziwego rodzinnego szczęścia.
- Cieszę się, że to słyszę. No ale opowiadaj, jak minął rok szkolny w San Fran? I nie mam na myśli najnowszych ploteczek dziewczyn z twojego liceum. Tak długo się nie widzieliśmy, że na pewno wydarzyło się coś ciekawego. – zapytał Percy, chcąc przekierować rozmowę na mniej niewygodny temat.
- Och, no wiesz, parę romansów z nauczycielami i nieplanowanych ciąży, nic wielkiego - odpowiedziała mu dziewczyna, usiłując zachować powagę. Percy spojrzał na nią karcąco i dał jej szybkiego kuksańca w bok.
- Dobrze już, dobrze - Annabeth uniosła ręce w geście poddania. Trzymając się za ręce, ruszyli razem w stronę jeziora. - Było w porządku. W listopadzie zaatakowała mnie
lew nemejski, w okolicach świąt jakiś złośliwy chochlik próbował odgryźć mi ucho, a pod koniec maja kilku szkieletowych wojowników prawie zrównało mi dom z ziemią – mówiła dalej, prawie jakby zdawała swojemu chłopakowi sprawozdanie. - Sam wiesz, że będąc półbogiem nigdy nie można się nudzić.
- Hej. Popatrz na to w ten sposób: któż inny ma sobie z tym wszystkim poradzić, jak nie ty? Słuchajcie wszyscy, to moja dziewczyna, potężna córka Ateny! – wykrzyknął Percy do grupki obozowiczów przechodzących obok, wymachując rękami dla spotęgowania efektu. Rozbawiona Annabeth tylko pokręciła ze zrezygnowaniem głową, patrząc, jak jej chłopak potyka się i prawie ląduje twarzą w błocie, pozostałym jeszcze po ulewie, która rozpętała się parę dni wcześniej.
- No tak, na Ciebie to zdecydowanie nie mogę liczyć - burknęła pod nosem, uśmiechając się rozczulająco.
- Pff. Beze mnie pewnie i tak było koszmarnie nudno. - odparł Percy zadziornie. Szybko zreflektował się i skończył z wygłupami, choć niczego nie żałował. Uwielbiał ją rozśmieszać, chociażby po to, by usłyszeć jej perlisty i sprawić, żeby choć przez chwilę zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Gdy się uśmiechała, dla dwudziestoletniego półboga świat stawał się bardziej kolorowy.
- Jesteś głodna? - zapytał. Kiedy dziewczyna pokiwała z ulgą głową, objął ją czule ramieniem. Zawrócili i tym razem ruszyli ku znajdującemu się nieopodal pawilonie jadalnemu. W tym samym momencie zabrzmiał dźwięk konchy, oznaczający
zbliżającą się kolację. - Świetnie się składa. Może załapiemy się dzisiaj na jakieś niebieskie naleśniki.
- Co ja z Tobą mam... – westchnęła Ann, ale w środku nie posiadała się z radości. Była w domu, otaczały ją najbliższe osoby i mogła znów poczuć się sobą.
Wiedziona nagłym przypływem uczuć chwyciła Percy’ego za rękę i podążyła za nim za smakowitym zapachem pieczonego mięsa.
➸
Percy zaprowadził Annabeth do stolika
jej matki, przy którym czekało już na nią rodzeństwo. Uśmiechnięci, witali się z nią kolejno ściskając ją i wypytując o życie wśród zwykłych ludzi. Syn Posejdona, po nabraniu na talerz góry niebieskich naleśników - bez których dzień w Obozie był dla niego dniem straconym - i polaniu ich nieprzyzwoitą ilością syropu, usiadł
samotnie przy stoliku przynależącego do domku trzeciego. Zajadając ze smakiem zawartość talerza, ukradkiem obserwował Ann, która doskonale bawiła
się wśród swoich braci i sióstr. Niestety, nawet widok jego dziewczyny tak szczęśliwej po powrocie do domu nie mógł odwrócić jego uwagi od zbliżającej się misji i zadaniu, które musieli wykonać. Czy wszystkim uda się wrócić cało i zdrowo? Czy wystarczy mi odwagi, by ostatecznie dokończyć dzieła i ocalić świat? Stracił apetyt. Wstał więc z miejsca zabierając ze sobą talerz wraz z pozostałym na nim jedzeniem. Podszedł to stojącego w rogu pawilony trójnogu ofiarnego, w którym wesoło tlił się ogień. Chciał złożyć w ofierze kilka naleśników, a przy
okazji poprosić o radę i motywację, aby dzielnie stawić czoła wszystkiemu, co przyniosą najbliższe tygodnie. Może tym razem ojciec mu odpowie. Kiedy wrzucił pierwszy kawałek w ogień, z trójnogu zamiast swędu spalenizny zaczęła
się unosić przyjemna woń świeżych owoców. Cześć, Tato. Nie wiem, czy mnie słyszysz i wiem, że masz dużo na głowie. Czeka mnie jednak nie lada wyzwanie. Wyruszam na wyprawę, której koniec może nie być szczęśliwy. Czy mógłbyś mi dać coś, co pomoże nam wygrać? Percy zaczerpnął tchu, cierpliwie czekając, aż coś się wydarzy.
Cisza.
Jak zwykle. Percy westchnął przeciągle, pełen goryczy i rezygnacji. Nawet kiedy całymi godzinami przesiadywał pod wieczór nad spokojnymi wodami zatoki Long Island i uporczywie wpatrywał się w falującą toń, Posejdon nie dawał nawet najmniejszej oznaki swojej obecności. Półbogowi wydawało się to niesprawiedliwe. Wydawało mu się, że zdążyli już nawiązać solidną relację w ciągu ostatnich kilku lat, a teraz ojciec milczał. Większość obozowiczów należała do potomstwa bogów, którzy mieli sporo dzieci, a nawet im od czasu do czasu udawało się zajrzeć do każdego z nich lub uznać nowe. Percy ze smutną miną oddalił się od trójnogu. Z rękami w kieszeniach czekał na Ann na kamiennych schodkach pawilonu, prowadzących na polanę i w stronę zatoki. Starał się oczyścić myśli z nieprzyjemnych rozważań, by móc cieszyć się beztroskimi chwilami w towarzystwie dziewczyny, którą pokochał. Niedługo później dołączyła do niego, podchodząc od tyłu i splatając swoje palce z jego.
- Idziemy na plażę zobaczyć zachód słońca? Mam Ci jeszcze dużo do opowiedzenia i wciąż nie wiem, jak ty radziłeś sobie beze mnie w Nowym Jorku przez tyle miesięcy – rzuciła Annabeth, mrugając porozumiewawczo.
- Jasne – odpowiedział ochoczo Percy. - Tylko nie oczekuj, że się rozkleję!
I niczym w najromantyczniejszym z filmów, odeszli w stronę wybrzeża na tle ognistych promieni zachodzącego słońca, mogąc jedynie zgadywać, co czeka ich w przyszłości.
➸
Zaczynamy! Przychodzę do Was z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się podobał. Dopiero się rozkręcam, więc póki co jest odrobinę cukierkowo. Przypominam o obserwowania bloga na bieżąco i komentowaniu. Dajcie znać, co myślicie :)
Do napisania,
Wasza Autorka ♥
Czekam na dalsze rozdziały!!! ;)) A.
OdpowiedzUsuńHaha, super! Następny już wkrótce ;)
UsuńSweet!
OdpowiedzUsuń~Wikkusia
SUPER!!! W jakim momencie książek to piszesz ponieważ jest to po szesnastych urodzinach PERCY'EGO, lecz oni jeszcze nie chodzą ze sobą. Występuje tu Piper i Jason, którzy mówią coś o wyprawie do Grecji. Musi być to więc przed rozpoczęciem misji pokonania Gaji lecz po bitwie z Kronosem. Znowu nie może być to po bitwie z Kronosem ponieważ Percy i Annabeth byli już wtedy parą. Znowu przed bitwą z Kronosem być to nie może bo Percy i Annabeth nie mieli wtedy jeszcze szesnastu lat. PROSZĘ NIECH KTOŚ MI ODPOWIE BO BĘDĘ SIĘ Z TYM MĘCZYĆ!
OdpowiedzUsuńale to jest jej własna wersja, nie musi byś zgodna z książką,co nie?
UsuńJa uważam że jednak powinno wiązać się z książką!
UsuńFajne ;)
OdpowiedzUsuń