wtorek, 25 marca 2014

Chapter II: The parental visit


    Słońce już chowało się za horyzontem, zalewając Obóz i plażę jaskrawymi barwami i wydłużając cienie. Percy wraz z Annabeth siedzieli obok siebie na plaży, a piaszczysty brzeg leniwie opływały wody zatoki Long Island. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi, jak gdyby nieśmiałe uciekało przed wścibskimi spojrzeniami. Cichy szmer poruszanych wiatrem traw i charakterystyczny zapach nadchodzącego lata tworzyły w połączeniu z przepiękną scenerią niezapomnianą atmosferę. I tak rozmawiali godzinami: Ann opowiadała mu o życiu w Frisco, a Percy relacjonował jej nowojorską codzienność, wyjątkowo monotonną. Podziwiał też urodę dziewczyny w blasku zachodzącego Heliosa oraz lekkiej bryzy znad zatoki, mierzwiącej jej złociste kosmyki. Szare oczy błyszczały ze szczęścia, a policzki córki Ateny zaróżowiły się uroczo. Uśmiechała się delikatnie, ukazując śnieżnobiałe zęby. Wokół nich robiło się coraz ciemniej. Ostatnie promienie słońca zniknęły już dawno, a granatowe niebo roziskrzyło się milionem migających wysoko gwiazd. Od jakiegoś czasu oboje milczeli. Nie była to krępująca cisza - cieszyli się po prostu swoją obecnością i żadnemu z nich nie uśmiechało się przerwać kojącego spokoju nocy. Gdzieś w oddali słychać było śmiechy i radosne pokrzykiwania obozowiczów. Później przerodziły się one w chóralny śpiew jednej z wielu obozowych pieśni chwalących bogów i legendarnych herosów. Kto wie, może kiedyś i my będziemy się zaliczać do tego ekskluzywnego grona, pomyślał drwiąco Percy. Po namyśle stwierdził jednak, że chyba nie życzyłby sobie takiego losu. Nieczęsto historie wielkich bohaterów ich świata kończyły się szczęśliwie. Przyglądając się gwiazdom, układającym się na sklepieniu w konstelacje, usiłował zebrać odwagę. Już od pewnego czasu czuł wewnętrzny niepokój i niepewność, szykował się na wyznanie, które mógł wygłosić tylko przed nią. A teraz siedziała przy nim, urzeczona pięknem wieczoru. Nie było już wymówek.  Zanim zdążył się rozmyślić, Percy wziął głęboki oddech.
- Boję się. - wymamrotał, niepewny, czy w ogóle go usłyszała.
Annabeth spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Dała mu chwilę, aby poukładał w głowie myśli i słowa. - Czego? - dopytała po jakimś czasie. Gdy nie odpowiedział, zmierzwiła mu zachęcająco włosy.
- Och, bogowie. No wyduś to z siebie wreszcie, głuptasie!
- Dostaliśmy kolejną misję, Annabeth. - wydusił z siebie w końcu chłopak. Córka Ateny zesztywniała. W jej oczach pojawił się strach i niedowierzanie. Percy'emu było głupio, że tyle czasu trzymał to w tajemnicy przed własną dziewczyną. - Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy, ale wiem, że niepotrzebnie byś się martwiła albo w ogóle nie zgodziła. 
- Po tym wszystkim, co już przeszliśmy? - odparła powoli, wciąż zbyt wstrząśnięta, by w pełni zrozumieć, co się dzieje. - To miał być nasz rok - dodała cicho. Percy zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej reakcji. Oczywiście, oczekiwał, że będzie zła czy zirytowana, ale smutek i rozczarowanie z jej strony były dla niego zaskoczeniem.
- Przecież wiesz, że to nasz obowiązek, Ann. Tak to już z nami jest. Nie ma co liczyć na nudę - spróbował ją pocieszyć, jego wysiłki spełzły jednak na niczym. Dziewczyna ze zgarbionymi ramionami wpatrywała się w wodę szklistym wzrokiem.
- Niestety - odparła sucho. Syn Posejdona nadal nie potrafił rozumieć, co ją tak dotknęło; myślał, że już dawno przywykła do życia herosa i pogodziła się z wszystkim, co szło z nim w parze. Po kilku minutach niezręcznej ciszy, Annabeth ciężko westchnęła i położyła ciepłą dłoń na kolanie swojego chłopaka.
- Przepraszam. Zazwyczaj jestem świadoma wszystkich niebezpieczeństw naszego świata, czasem po prostu zapominam, jak wiele z nas samych poświęcamy, by w nim żyć. Łatwo jest zostawić w tyle rzeczywistość walcząc z piekielnymi ogierami czy harpiami, ale nie jesteśmy już dziećmi i prawdziwe życie gdzieś tam na nas czeka. W tym roku uświadomiłam sobie, że wciąż musimy jeszcze iść na studia, podróżować, znaleźć pracę. Wybrałam już nawet parę uniwersytetów i rozesłałam podania. Nie możemy być wiecznie w biegu. Co z tego, że przeżyjemy większość greckich półbogów, skoro nigdy tak naprawdę nie zaznamy życia?
Miała rację. Percy po raz pierwszy od bardzo dawna zastanawiał się, co właściwie chciałby robić, kiedy skończy się pasmo ciągłych walk. Bo miał nadzieję, że taki dzień nadejdzie. Jednak teraz najważniejsze było najnowsze zadanie. Od niego zależało przecież, czy będzie w ogóle jeszcze do czego wracać.
- Mógłbyś na chwilę zostawić mnie samą? Muszę to wszystko przemyśleć. Opracować jakąś strategię na tę cholerną misję - poprosiła Annabeth, składając na ustach Percy'ego szybki pocałunek. W jej oczach nie było gniewu. Raczej pragnienie. Tęsknota za normalnym życiem. Pomimo napiętej sytuacji, Percy nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się. To było takie typowe - dziecko Ateny obmyślające strategię, aby lepiej poradzić sobie z uczuciami. Nie protestował więc; zwinnie stanął na nogi i otrzepał spodnie z piasku. Ostatni raz dotknął dłoni dziewczyny, na co ona kiwnęła jedynie głową. Jej myśli były już maksymalnie skoncentrowane na planie działania formującym się w jej umyśle. Syn Posejdona ruszył więc w drogę powrotną. Nie mógł nic poradzić na to, że widok Annabeth, zawsze pierwszej do walki i gotowej na wszystko, teraz tak przytłoczonej perspektywą czekającej ich wyprawy na pokładzie kolejnego z dziwnych wynalazków Leo, przyprawił go o dreszcze. Ich życie było zdrowo popaprane, to fakt. Ale to w Obozie znaleźli przyjaciół, sprzymierzeńców, siebie. Dom. Dopiero wejście do szalonego świata greckich bogów pozwoliło Percy'emu poczuć, że naprawdę gdzieś przynależy. Jak mógłbym to porzucić? Ostatni raz obejrzał się przez ramię. Dziewczyna dalej siedziała nieruchomo i wsłuchiwała się w pohukiwanie sów krążących nad zatoką. Możliwe, że niosły jej wiadomość od matki. Zawsze były w dobrych relacjach. Widać było, że Atena kocha córkę na tyle, na ile nieśmiertelni bogowie starożytnej Grecji zdolni są do miłości. Spacerując w ciemności, pośród drzew można było dostrzec przebiegające z chichotem nimfy leśne. Jedna z nich pomachała przyjaźnie do Percy'ego. Chłopak odwzajemnił gest i przyspieszył kroku. Nimfy są z reguły nieszkodliwe, lecz nigdy nie wiadomo, co może czaić się w lesie o tej porze. A Percy miał na dzisiaj dość niespodzianek.


    Musicie wiedzieć, że herosi nie mają pięknych snów o rycerzach na białym koniu czy królewnach uwięzionych w zamkowych wieżach. Niestety, dla większości z nich odpłynięcie w objęcia Morfeusza zazwyczaj oznacza nową porcję koszmarów lub powtórkę z jakiejś wyjątkowo burzliwej misji, z której przebudzają się zlani potem. Dużo rzadziej zdarzają się sny prorocze czy odwiedziny rodzica. Gdy więc Percy dotarł w końcu do swojego pokoju i znużony pełnym emocji dniem zasnął nie zdążywszy się nawet przebrać, z pewnością nie spodziewał się tego, co go czekało. Znajdował się pod wodą, niedaleko podwodnego pałacu Posejdona. Dookoła niego przepływali rozmaici poddani ojca - kolorowe ławice ryb, roześmiane na swój sposób delfiny i przeźroczyste meduzy. Wydawało mu się nawet, że w pewnym momencie dostrzegł rekina. Chłopak bez zastanowienia podpłynął bliżej okazałej posiadłości boga mórz. Zbudowana z wypolerowanego koralowca, w blasku dnia przedostającym się pod powierzchnię mieniła się kolorami tęczy. Minął strażników pilnujących wejścia, uzbrojonych w gigantyczne trójzęby z niebiańskiego spiżu, i skierował się prosto do sali tronowej. Prowadzące do niej wielkie marmurowe wrota uchyliły się, gdy pchnął je ramieniem. Wszedł do środka i rozejrzał się. Sala była ogromna - wielkości co najmniej dwóch  boisk piłkarskich. Pod przeciwległą ścianą mieścił się okazały podest, a na nim dwa trony. Jeden mniejszy, należący zapewne do Amfitryty obecnej żony ojca. Drugi zaś, uformowany z niebieskiego turmalinu i masy perłowej tak, aby przypominał wzburzone fale, był godny jedynie króla. Przez strzeliste witrażowe okna do pomieszczenia wpadało dużo światła, które padało, nieco zniekształcone prądami wody, na podłogę wyłożoną obficie drobnym białym piaskiem. Cały widok zapierał dech w piersiach. Nikogo tu jednak nie było, więc Percy wrócił na korytarz. Dopiero wtedy zauważył, że na rozłożystym tarasie wieńczącym długi hol stoi mężczyzna. Od razu rozpoznał ojca, choć ten nie był w swojej ziemskiej formie. Miał na głowie koronę wykonaną z kości słoniowej, a jego twarz okalała gęsta, czarna broda. Kiedy półbóg podszedł bliżej, dostrzegł na jego twarzy zmarszczki utrapienia, a w oczach ujrzał ciężar tysięcy przeżytych lat.
- Percy. Mój synu – rzekł Posejdon, gdy tylko chłopak stanął obok. Uśmiechnął się ciepło i objął Percy’ego ramieniem w ojcowskim geście. – A więc przyszedłeś.
- Cześć, tato. Czy to ty mnie wezwałeś?
- Nie. Ale spodziewałem się twojej wizyty już od dłuższego czasu. Słyszałem twoje prośby i modlitwy, jednak przez wojnę z Okeanosem mam ograniczony dostęp do kontaktu ze światem na powierzchni.
Młody heros odetchnął z ulgą. Ojciec go nie porzucił, wciąż o nim pamiętał. Przez jakiś czas obaj mężczyźni stali tak, podziwiając widok rozciągający się z pałacu. Balkon był wykonany z całości ze złota i okazał się najbardziej wysuniętym na zachód punktem posiadłości. Można było więc sięgnąć wzrokiem bardzo daleko, choć Percy musiał przyznać, że na dnie morskim nie ma zbyt wiele do oglądania. W oddali rozległ się głuchy huk, a ziemia zatrzęsła się nieznacznie.
 - Więc Okeanos powrócił? Chce zemsty? - rzucił w końcu Percy, pragnąc przerwać milczenie. Dawno nie widział boskiego rodzica i desperacko szukał okazji, by spędzić z nim więcej czasu.
- Prawdopodobnie. Zgromadził całkiem liczną armię i atakuje coraz większe połacie mojego królestwa. Mam niestety pełne ręce roboty - mówiąc to, uśmiechnął się smutno w stronę syna. - Co u Annabeth?
Percy wzdrygnął się na wspomnienie rozmowy z poprzedniego wieczora. Nadal nie wiedział, na czym stoi z córką Ateny.
- Jest cała i zdrowa. Wczoraj wróciła do Obozu na lato i...
- Percy, właściwie jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać. To dość ważne - przerwał mu Posejdon. Myślami był daleko i nieświadomie pocierał ręką brodę, marszcząc brwi. Percy kiwnął głową, zachęcając go, by kontynuował. To było do przewidzenia.
- Ja borykam się tu ze swoją wojną, lecz i ty wkrótce staniesz na wojennej ścieżce. Wiesz już, że czeka cię ważna misja, lecz jej wynik jest jeszcze istotniejszy. Odpowiedzi musisz szukać u obcych bogów. Zdradzi Cię ktoś, kto jest dla Ciebie jak rodzina, jednak dzięki temu zyskasz osobę, z którą będzie Cię łączyć dużo więcej niż przyjaźń. Będziesz musiał przeciwstawić się wielu trudnościom, jeśli jednak odniesiesz sukces, cały świat zostanie ocalony przed zgubą.
Percy musiał upomnieć się w myślach, żeby zamknąć usta. Nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Czy to kolejna przepowiednia? Czy jeszcze kiedyś będę mógł z nim normalnie porozmawiać bez losów całego świata wiszącego nam nad głowami? Potrzebował odpowiedzi.
- Ojcze, co to wszystko znaczy? - spytał więc ponaglająco.
- Przykro mi Percy, ale kończy nam się czas. Będziesz musiał sam odkryć, co przygotowały dla Ciebie Mojry - odparł Posejdon. W jego głosie słychać było żal, że obciąża syna kolejnym wymagającym zadaniem.. - Zanim się obudzisz, chcę Ci powiedzieć, abyś nie tracił wiary. Choć nie zawsze to okazuję, kocham Cię i wierzę w Ciebie. Gdy będziesz w potrzebie, przybędę. Pamiętaj o tym - bóg po raz ostatni ścisnął w pokrzepiającym geście dłoń syna i posłał mu uśmiech pełen dumy, lecz przyćmiony smutkiem. Następnie zaczął rozpływać się w otaczającej ich wodzie - zanim oszołomiony Percy zdołał cokolwiek powiedzieć, już go nie było. Po morskim dnie niosło się jedynie echo jego głosu, powtarzające w kółko dwa słowa: Do zobaczenia.


- Ojcze... Tato! – Percy zbudził się z krzykiem, wyciągając przed siebie ręce. Gdy otrząsnął się z resztek snu zorientował się, że był już poranek. Rześkie powietrze wdzierało się do pokoju przez otwarte okno, poruszając białymi zasłonami. Przez okrągły świetlik w suficie przeświecały ostre promienie słońca. Wydarzenia ze snu zalały chłopaka niczym fala. Cieszył się, że mógł porozmawiać z rodzicem, bardziej jednak przerażały go słowa, które od niego usłyszał. Wydawały się dziwnie prorocze. Mimo wszystko miło było wiedzieć, że ofiary docierały to ojca i nie zaniedbał on jedynego syna. Percy zdecydował, że najpierw skupi się na przygotowaniach do wyprawy i pracy nad związkiem z Annabeth, a mrożącymi krew w żyłach przepowiedniami zajmie się potem. Tak dla odmiany. Zadowolonym tym efektywnym rozkładem obowiązków wstał i zaczął się ubierać. Niespodziewanie, w całym domku rozległ się huk. Wciąż zaspany Percy aż podskoczył.
- Percy? Wstawaj leniuchu! Czas na śniadanie! – to tylko Annabeth dobijała się do drzwi.
- Za moment jestem - odkrzyknął jej Percy, zapinając guziki błękitnej koszuli. Po krótkiej wizycie w łazience, by umyć zęby i okiełznać jakoś szaloną czuprynę czarnych włosów, był gotowy na śniadanie. Wyszedł więc na zewnątrz. W Obozie panowały znajome poranne zgiełk i chaos. To trochę ukoiło jego zszargane w nocy nerwy; zamurowało go dopiero na widok Ann. Była ubrana dość zwyczajnie - pomarańczowa koszulka obozowa, jasne jeansy i tenisówki, falujące blond loki spięła w wysoką kitkę.  Dla niego wyglądała jednak najpiękniej na świecie. Z osłupienia wyrwał go głos jej głos.
- Tylko nie zacznij się ślinić – stwierdziła przekornie, puszczając do niego oko. Oboje dobrze pamiętali, jak wyglądało ich pierwsze spotkanie: opiekowała się nim, kiedy był nieprzytomny, twierdząc potem , że okropnie się ślinił. - A tak w ogóle, to zgadzam się.
- Hmm... Nie za bardzo rozumiem, Ann - stwierdził Percy po chwili namysłu, zdezorientowany.
- Chodzi mi o misję, pojadę z Wami – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. Nie wyglądało na to, żeby żałowała swojej decyzji.
Percy nie posiadał się z radości. Może była to przesadzona reakcja, lecz w obliczu niepewności, niebezpieczeństwa i informacji otrzymanych niedawno od ojca był rad, że stawi wszystkiemu czoła z ukochaną kobieta u boku. Wiedział jednak, że nie może okazać przed nią wszystkich emocji. Nadal nie powiedział jej o śnie. Później. Jeszcze będzie na to czas.
- Doskonale - powiedział poważnym głosem, starając się brzmieć bardzo profesjonalnie. - Cieszę się, że będę mieć w zespole tak wybitnego stratega jak pani, panno Chase. Annabeth roześmiała się, szturchając go w ramię. Percy nie wytrzymał i również wybuchnął śmiechem. Położył obie dłonie na jej talii i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna pocałowała go, zanim on zdążył to zrobić. Złączyła ich usta gwałtownie z nich mocną, z minuty na minute pogłębiając pocałunek. Syn Posejdona delikatnie włożył rękę w jej włosy, rozczesując splątane wiatrem kosmyki. Już zaczął się zastanawiać, czy nie mogą odpuścić sobie śniadania i zaszyć się w jakimś cichym zakątku Obozu tylko we dwoje, kiedy z Wielkiego Domu na dziedziniec wyszli Hazel i Frank. Przyjechali z Obozu Jupiter, aby przez następne kilka tygodni trenować wraz z resztą półbogów w przygotowaniu do wyprawy. Oboje byli dziećmi bogów rzymskich - Hazel córką Plutona, Frank synem Marsa - nie przeszkadzało to jednak prawdziwej przyjaźni, która nawiązała się między całą siódemką herosów wybranych przez Przepowiednię. Może i mieli różne korzenie, ale byli w tym razem. Była jeszcze jedna rzecz, która łączyła tych dwoje. Już od pięciu miesięcy byli parą! Czwórka półbogów wyszła sobie naprzeciw.
- Frank! – Percy szczerze się ucieszył na widok przyjaciela. Podszedł i uściskał go mocno. – Jak dobrze cię widzieć, chłopie!
- Hazel, dobrze, że jesteś. Można zwariować z tymi wszystkimi facetami – Annabeth teatralnym gestem rzuciła się Hazel w objęcia. Obie wyszczerzyły do siebie zęby w uśmiechu. W ostatnim czasie Annabeth, Piper i Hazel bardzo się zaprzyjaźniły: pomagały sobie i wspierały się. Gdy Levesque i Zhang odwiedzali Obóz Herosów, urządzały sobie babskie wieczory z plotkami. Gadały wtedy o chłopakach, modzie, nierzadko nawet o potworach i misjach. Ogromnie się ze sobą zżyły. Posiadanie kogoś, z kim dzielimy swoje sekrety i komu nie boimy się zaufać jest kluczowe w świecie herosów. Czasem to jedyne, czego jesteśmy pewni, pomyślał Percy, z dumą myśląc o tych wszystkich, którzy byli dla niego jak rodzina. Wtedy jednak ze zgrozą przypomniał sobie słowa Posejdona. Jedna z tych osób mnie zdradzi. Kto to będzie? I dlaczego? Po plecach spłynęła mu stróżka zimnego potu. Nie teraz, skarcił się w myślach. Skup się na teraźniejszości.
- Haz, czy coś się stało? – jak przez mgłę Percy usłyszał pytanie zadane przez Annabeth. Faktycznie, na twarzy Hazel, oprócz radości ze spotkania, malowały się też zmartwienie i strach.
- Mamy z Frankiem nieciekawe wieści o naszej wyprawie do Kairu. Czy Leo skończył już budować Artemis? - miała na myśli nowy statek, nad którym pracował Valdez, po tym jak Faustus przez przypadek spalił na popiół Argo II. Mieli nim wyruszyć na najnowszą misję.
- Z jego ostatnich raportów wynika, że jeszcze nie. Tłumaczył mi ostatnio, co wciąż musi dokończyć i zainstalować, ale za dużo w tym szczegółów i nawet mnie ciężko było nadążyć; powiedziałam mu, żeby poświęcił na to tyle czasu, ile mu będzie potrzebne. Nie mam zamiaru rozlecieć się w tej łąjbie na środku oceanu, nawet mając wśród załogi Glonomóżdżka - powiedziała, wskazując wymownie w jego stronę. Percy parsknął, rozbawiony tą uwagą. - W każdym razie, statek potrzebuje kilku dodatkowych tygodni. 
- Cholera - zaklęła Hazel pod nosem, a u jej stóp wyskoczyło z ziemi parę nieoszlifowanych diamentów. Tak działo się zawsze, gdy się denerwowała i traciła choć odrobinę panowanie nad swoją niezwykłą mocą. Żywy wykrywacz klejnotów, żartował zawsze Percy. To lepsze niż wygrać w totka.
- Czy coś nie tak w Waszym obozie? - Annabeth pochmurniała. Czas na ckliwe powitania się skończył, a ona, wyczuwając kłopoty, zakładała już maskę stratega. - Zaczynasz mnie przerażać. Opowiedz nam o wszystkim.
- Spokojnie, Annabeth. Zaraz Ci wszystko wytłumaczę.


Rozdział II za nami ;) Nie ma to jak dobry cliffhanger, nie uważacie? Komentujcie i obserwujcie, kolejny rozdział już niedługo!

Miłego czytania,
Wasza Autorka 

9 komentarzy:

  1. Skomentuję i mam nadzieję, że chociaż trochę Cię w ten sposób zmotywuję do dalszego pisania.
    Uważam, że Twój blog jest naprawdę dobry. Jeśli martwi Cię mała liczba komentarzy, to radzę Ci, żebyś się nie przejmowała. Po prostu jesteś nowa na bloggerze i dlatego na razie niewiele osób wie o Twoim blogu.
    A szkoda, bo naprawdę warto czytać (przynajmniej moim zdaniem). Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, jest to, że od razu widać, że masz określony pomysł. Nie jest to blog typu "Lubię serie o herosach, więc założę bloga, może coś z tego wyjdzie", które zazwyczaj są (przykro mi, ale to prawda) beznadziejne i często w ogóle nie mają żadnej fabuły. U Ciebie jest określony temat, wystarczy tylko poczekać aż się rozkręci :)
    Inną fajną rzeczą jest to, że Twoje rozdziały nie składają się w 90% z dialogów. Starasz się wstawiać jak najwięcej opisów i z pewnością poświęcasz temu blogowi dużo pracy. Mogę tylko powiedzieć, że widać rezultat.
    Oczywiście robisz błędy - w większości interpunkcyjne - ale kto ich nie popełnia? I tak jest bardzo dobrze. Tylko mam jedną prośbę. Lepiej byłoby, gdybyś nie nazywała bohaterów po nazwisku. Wiem, że w ten sposób chcesz uniknąć powtórzeń, ale to nie brzmi dość dobrze.
    Mimo wszystko efekt końcowy jest naprawdę fajny. Tak trzymaj i nie zniechęcaj się! Ja na pewno będę czytać dalej :*
    Pozdrawiam
    Córka Zeusa (jakby co, tak się będę podpisywała)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za słowa zachęty i wsparcia ;) Co do błędów, postaram się poprawić. Cieszę się, że Ci się spodobało i będziesz czytać dalej :*

      Usuń
  2. P. S: Jesteśmy kuzynkami xD (córka Posejdona)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na następny i zapraszam do siebie http://percabethloveforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, na pewno zajrzę :* Witaj, siostro - córko Posejdona :D

      Usuń
  4. Świetny, dodawaj jak najszybciej następny ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak Helios może zachodzić? Jest on przecież tylko bogiem słońca, dodatkowo jego posadę odebrał Apollo. Tak w ogóle "w blasku zachodzącego Heliosa" nie brzmi zbyt romantycznie! Kolejna sprawa w kitkę to czeszą się małe dziewczynki(sądzę, że Annabeth powinna uczesać się w kitę lub koński ogon lub poprostu spiąć włosy) Tak to SUPER!!! Tamte rzeczy to poprostu moje rady. Jako córka Podziemia jestem bardzo wybredna! A i cały czas nie wiem kiedy to się dzieję. Ze spotkania Hazel i Franka wynika, że po pokonaniu Gaji (czyli po wydarzeniach z Krwi Olimpu), lecz wtedy Percy i Annabeth byli już parą i mieli po siedemnaście lat.

    OdpowiedzUsuń