niedziela, 30 marca 2014

Jednorazówka: Wielki dzień.

Jednorazówkę dedykuję moim przyjaciółkom: Agnieszce, Eli oraz Kamili, Córce Zeusa i wszystkim, którzy kiedykolwiek skomentowali mojego posta! ;^
*Annabeth*
Obudziłam się pod ciepłym kocem z motylkami w brzuchu. Dzisiaj był wielki dzień mój i Percy'ego. Dziś mieliśmy stanąć razem na ślubnym kobiercu i przysięgnąć sobie dozgonną miłość. Byłam pewna swojej decyzji. Kochałam Percy'ego, to nie ulegało wątpliwości. Choć wiedziałam też, że to ryzykowne. No bo... córka Ateny i syn Posejdona? Tych dwóch bogów niezbyt za sobą przepadało. W TV Hefajstos była to zapewne wiadomość miesiąca! Przeciągnęłam się leniwie i z dziwnym uczuciem ciepła na sercu wstałam z łóżka. Zgarnęłam z szafy jakieś przypadkowe ubrania - niebieskie szorty, czarną bluzkę na ramiączkach i sandały na delikatnych koturnach - i popędziłam do łazienki. Przy okazji zdążyłam zerknąć na zegarek.
"8:00! Super, nawet w dzień ślubu potrafię zaspać!" pomyślałam. Przecież o dziewiątej miałam się zjawić w domku Afrodyty! Niczym huragan wpadłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Wzięłam jeden z najszybszych pryszniców w swoim życiu, ubrałam się, włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Spakowałam jeszcze do torby kilka potrzebnych rzeczy, po czym wyszłam z domku. Poranek był rześki, mgła jeszcze wisiała w powietrzu. Z lubością wciągnęłam powietrze w płuca i ruszyłam w stronę pawilonu jadalnego na śniadanie. Po drodze rozglądałam się za Percy'm, ale nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Zajrzałam też do do domku Posejdona, ale i tam go nie zastałam. Wydało mi się to dziwne, bo zwykle na śniadanie chodziliśmy razem, ale pomyślałam, że pewnie przygotowuje się do ślubu. Spotkałam za to Nica di Angelo, syna Hadesa, z którym odbyłam krótką rozmowę.
- Cześć Nico - uśmiechnęłam się do niego.
- O, Annabeth! Miło cię widzieć. Podekscytowana?
- Tak, bardzo! Słuchaj, widziałeś może Percy'ego?
- Nie, dzisiaj nie... Ale słyszałem, że przygotowuje dla ciebie niespodziankę.
Mrugnął do mnie tajemniczo, po czym odszedł w stronę domku Hadesa. Niespodzianka? Jaka niespodzianka? O bogowie, nie dość, że szykuje się ślub to jeszcze Percy wyskakuje z tymi swoimi niespodziankami... ten chłopak zapędzi mnie do Tartaru. Teraz już wiedziałam, dlaczego nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
Całą drogę na śniadanie myślałam, co Percy dla mnie przygotował. W końcu stwierdziłam, że nie mogę poświęcać temu tyle uwagi. Muszę skupić się na ślubie! Gdy doszłam do pawilonu, usiadłam między rodzeństwem. Dzisiaj nie miałam ochoty na żadne rozmowy z innymi dziećmi Ateny.
 Jak zwykle przed jedzeniem, Chejron miał dla nas kilka ogłoszeń. Informował, że zbliża się ważne wydarzenie i każdy powinien zaangażować się w przygotowania. Gdy to oznajmił, modliłam się do każdego znanego mi boga, żeby się nie zaczerwienić. Po skończonej rozmowie centaura poszłam do bufetu i nałożyłam na talerz dwie kanapki. Nie chciałam jeść zbyt dużo przed ślubem, właściwie to nie wiem dlaczego. Po spożyciu jednej z kanapek, podeszłam do mosiężego trójnogu, aby złożyć ofiarę mojej matce. "Mamo, jeśli mnie słyszysz... czuwaj nade mną w czasie ślubu, nie pozwól, żeby jakiś potwór zniszczył ceremonię i, no... przyjdź." Dziś wyjątkowo nie potrafiłam ubrać moich próśb w słowa, więc wypowiedziałam je w myślach. Następnie wrzuciłam kanapkę do ognia i natychmiast poczułam miłą woń fiołków i wanilii. Odeszłam od trójnogu i skierowałam się w stronę domku Afrodyty. Byłam już prawie na miejscu, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i zasłania mi ręką oczy. Z początku ogarnął mnie strach, ale gdy tylko poczułam znajomy zapach oceanu, ten gdzieś się ulotnił. Percy pociągnął mnie za rękę w niezanym kierunku wciąż zasłaniając mi oczy. Szliśmy tak bez słowa dobre pięć minut, aż w końcu doszliśmy do celu. Powietrze ochłodziło się, byliśmy w lesie. Mój narzeczony odsłonił mi oczy. To, co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. Stanęłam jak wryta.
*Percy*
Ann zaniemówiła. Wiedziałem, że jej się spodoba. Przyprowadziłem ją w miejsce, gdzie mieliśmy sie pobrać. W przygotowywaniu tego miejsca brał udział cały obóz. Była to okrągła polana w środku lasu, otoczona ze wszystkich stron drzewami. Pośrodku polany stała biała altana przyozdobiona czerwonymi różami i porośnięta bluszczem. Przed nią, w dwóch rzędach, stały drewniane krzesła przykryte białym aksamitem. Po przeciwległych stronach stały suto zastawione stoły, a z tyłu znajdował się drewniany parkiet. Na podeście dla muzyków stał fortepian przygotowany specjalnie dla Apolla, który miał zagrać marsz weselny na uroczystości.
- Glonomóżdżku, tu jest pięknie! - krzyknęła Annabeth z zachytem. Rzuciła mi się w ramiona, a potem pocałowała.
Pocałunek był delikatny, a zarazem namiętny. Objąłem ją w pasie, a ręce Ann powędrowały do moich włosów... zupełnie zatraciłem się w tej chwili, chciałem, żeby trwała wiecznie. Niestety, wkrótce zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie.
- Jestem taka szczęśliwa... - wyszeptała moja narzeczona ze łzami w oczach.
- Ja też, Annabeth - odparłem - z tobą. Tak bardzo cię kocham...
Przytuliłem ją czule. Zdawało mi się, jakbym leciał. Radość, jaką teraz czułem, nawet dla mnie była niewyobrażalna. Delikatnie wyrwała się z moich objęć i spojrzała mi głęboko w oczy. Potem jescze raz ogarnęła wzrokiem całą polanę.
- Pójdę się rozejrzeć, dobrze? - spytała, dając mi przelotnego całusa w policzek.
- Oczywiście. Jak sobie życzysz, o pani - ukloniłem się żartobliwie.
Annabeth szturchnęła mnie łokciem w żebra i pobiegła oglądać dekoracje.  Była taka piękna, mądra i zwinna! Czasem nie mogłem uwierzyć, że wybrała właśnie mnie - fajtłapowatego syna Posejdona. Kiedy tak biegała z jednego końca polany do drugiego, ja przyglądałem się jej urodzie. Blond loki, które spływały kaskadami po opalonych ramionach błyszczały w słońcu. W szarych oczach, które tak uwielbiałem, widać było radość i szczęście. W przylegającej, czarnej bluzce na ramiączkach i krótkich szortach w moim ulubionym kolorze wyglądała przepięknie. Jak dla mnie, mogłaby iść w nich nawet do ślubu. Rozmyślałem ak o Ann, lecz potem mój wzrok padł na jeziorko. Do głowy wpadła mi pewna myśl: czy bogowie przyjmą zaproszenie? Co prawda wysłałem je oficjalnie na Olimp, ale nie wiem, czego można spodziewać się po starożytnych, greckich bogach. Zastanawia mnie też, czy mój ojciec przybędzie. Tak bardzo pragnąłem, aby Posejdon był przy mnie w tak ważnym dniu...
- Wracajmy - głos Ann wyrwał mnie z zamyślenia.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę - mrugnąłem do niej figlarnie, a ona w odpowiedzi tylko się zaśmiała.
- No, co to za niespodzianka Panie Tajemniczy?
Wyciągnąłem z kieszeni czerwone pudełeczko, po czym podałem je Ann. Zrobiła wielkie oczy.
- Percy, czy to są...? - otworzyła pudełeczko, po czym wydała z siebie pisk zachwytu - Obrączki! Na bogów, Percy! Są przepiękne!
Pocałowała mnie namiętnie, wciąż podekscytowana. Wyciągnąłem jedną z obrączek z pudełeczka. Była to okrągła, złota obrączka, z wygrawerowanymi gwiazdkami.
- Glonomóżdżku... - ze wzruszenia odebrało jej mowę.
Objąłem ją w pasie, a ona wtuliła się w moje ramię. Tak przytuleni ruszyliśmy z powrotem do obozu. Byłem niezmiernie zadowolony, że mam ją przy sobie, że czuję jej ciepło. Po jakimś czasie, gdy na horyzoncie zobaczyłem już domki, odezwała się Annabeth:
- Percy, naprawdę bardzo Ci dziękuję, to była cudowna niespodzianka - no, dwie cudowne niespodzianki - powiedziała, po czym dała mi buziaka - A teraz lecę, bo jest już dziesiąta, godzinę temu powinnam być u Piper! Afrodyta mnie zabije!
- No to do zobaczenia! - krzyknąłem za nią.
Ja natomiast zmierzałem w stronę domku numer trzy, aby wystroić się w garnitur.
~kilka godzin później~
*Annabeth
Stałam przed lustrem, a Afrodyta i Atena robiły ostatnie poprawki mojego stroju i makijażu. Wpatrywałam się w swoje odbicie w zwierciadle i nie mogłam uwierzyć - wyglądałam pięknie! Makijaż miałam delikatny: trochę srebrnego cienia na powiekach, rzęsy pociągnięte tuszem, na ustach błyszczyk. Niby nic takiego, ale w wykonaniu bogini miłości wyglądało to cudownie. Włosy miałam rozpuszczone, zakręcone lokówką, układały się w fale spływające lekko na ramiona. Sukienka była po prostu spełnieniem moich marzeń! Wybrałam ją wraz z Piper podczas zakupów w galerii. Biała kreacja bez ramiączek, z dekoltem w serce, z gorsetem idealnie pasującym do mojej talii, spódnica tiulowa opadająca gładko w dół. Ta sukienka była szyta chyba specjalnie dla mnie! Welon miałam wpięty  we włosy za pomocą srebrnej spinki w kształcie sowy, a w uszach kolczyki do kompletu. To wszystko sprawiało, że nie mogłam się na siebie napatrzeć...
- Gotowa! - krzyknęły na raz moja mama i Afrodyta.
- Bardzo wam dziękuję - odrzekłam i uściskałam je jedna po drugiej.
- No, to widzimy się na ślubie! - powiedziała bogini miłości, po czym zniknęła a obłoku różowej mgiełki.
- Annabeth? - spytała Atena za łzami w oczach - Gotowa?
- Tak, mamo - odrzekłam.
Bogini mądrości wzięła mnie za rękę i poprowadziła w stronę polany, na której miał się odbyć ślub.
*Percy*
Stałem w altanie czekając na moją wybrankę. Byłem ubrany w czarny garnitur, czarne lakierki, włosy miałem jak zwykle rozczochrane, a z kieszonki marynarki wystawiła mała, niebieska róża. Obok mnie stali Jason, Leo, Frank, Nico oraz Grover i rozmawiali o czymś po cichu. Naprzeciwko na krzesłach siedzieli bogowie - jednak przyjęli zaproszenie. Zapewne nie chcieli przepuścić takiej okazji, jak ślub dwóch najlepszych herosów w tym stuleciu... Rozejrzałem się ciekawie dookoła. Pośrodku stał Chejron, który miał udzielać nam ślubu. W pierwszym rzędzie krzeseł siedzieli: Zeus wraz z Herą, Posejdon i moja mama, którzy uśmiechali się do mnie pokrzepiająco, następnie były dwa puste miejsca dla Ateny oraz pana Chase, którzy poszli do Ann, dalej Artemida. Po drugiej stronie siedział Hades z Persefoną, Afrodyta w towarzystwie Hefajstosa i Aresa, co... wyglądało dość zabawnie. Obok nich zobaczyłem Hermesa i Hestię. W kolejnych rzędach usadowiono pomniejsze bóstwa, czyli Morfeusza,  Nemezis, Nike itp. Dionizos, jako dyrektor Obozu Herosów siedział w osobnym rzędzie. Na podeście, Apollo ćwiczył melodię na fortepianie, ze wszystkich stron dochodził gwar rozmów. Goście śmiali się lub płakali ze wzruszenia.
Nagle wszystko ucichło, zabrzmiały pierwsze dźwięki marsza weselnego. Zobaczyłem Annabeth,  kroczącą przez korytarz usłany płatkami białych róż. Uśmiechała się delikatnie, machała komuś ręką. Pod ramię prowadził ją ojciec, za nią szły jej druhny - Piper, Hazel, Clarisse, Reyna i Kalina. Kiedy Ann na mnie spojrzała, poczułem się tak, jakby cały świat przestał istnieć. Liczyła się tylko ona i to jaka była piękna! Podeszła do ołtarza, chwyciła mnie za rękę i razem stanęliśmy przed Chejronem.
- Panie i panowie, boginie i bogowie. Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim dwójkę najlepszych półbogów tego stulecia - oznajmił.
Annabeth spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niepewnie. Ścisnąłem mocniej jej dłoń i odwzajemniłem uśmiech.
- Czy ty Percy Jackson, bierzesz Annabeth Chase za żonę i ślubujesz jej miłość wierność i uczciwość małżeńską, i że jej nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak - odparłem pewnym siebie głosem.
- A czy ty, Annabeth Chase - tu w głosie Chejrona pojawiło się wzruszenie - bierzesz Percy'ego Jacksona za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Tak - po policzku córki Ateny spłynęła łza szczęścia.
- Załóżcie obrączki - przykazał centaur.
Z poduszeczki, którą trzymała Hazel wziąłem złotą obrączkę i włożyłem Annabeth na palec, ona uczyniła to samo.
- Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi, niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki.
Zamarłem. Mimo wszystko bałem się, że ktoś może się sprzeciwić - jakiś bóg, bogini, Zeus wie kto jeszcze. Jednak nic takiego się nie stało, odetchnąłem z ulgą. Chejron przemawiał dalej:
- A więc, ogłaszam was mężem i żoną. Percy, możesz pocałować pannę młodą!
Wreszcie nadeszła ta chwila. Ostrożnie odgarnąłem welon z twarzy Annabeth i złączyłem nasze usta w pocałunku. Wszyscy klaskali, krzyczeli i pogwizdywali. A ja wiedziałem jedno: teraz już nic i nikt nas nie rozdzieli.
×××
Hey =* No i mamy one-shot'a! Starałam się, żeby był dłuuuugaśny, ale nie wiemmczy mi wyszło. Chejron księdzem i wystrojony Percy *.* Sorry, że dopiero po 20, ale byłam w Bielsko-Białej i nie za bardzo miałam czas =/ Na razie weny brak - chyba Apollo ma na mnie chwilowo focha :D Następnego rozdziału możecie spodziewać się we wtorek/środę (: Za wszystkie ewentualne błędy przepraszam.  Przypominam o ankietach i pamiętaj: KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!

5 komentarzy:

  1. Postarałaś się z tą długością ;D
    W kilku miejscach pozmieniałaś trochę narrację Percy'ego
    z pierwszoosobowej na trzecioosobową ale tak to ślub Ci wyszedł ;)
    Czekam na czwarty rozdział !
    Dobrej nocy ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 To mój ulubiony parring! Postaram się zaglądać częściej, bo jak na razie miałam trochę zaległości xD A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę że właśnie Apollo cię dziś nawiedził!!! Jak czytałaś Klątwę Tytana to pewnie pamiętasz jego beznadziejny wiersz(?)
    "W śniegu się trawa zieleni
    Artemis woła o pomoc
    Ależ ze mnie ciacho nieziemskie"
    (Rick Riordan Klątwa Tytana - wiersz Apollina)
    SUPER ONESHOT!!!

    OdpowiedzUsuń