niedziela, 30 marca 2014

Jednorazówka: Wielki dzień.

Jednorazówkę dedykuję moim przyjaciółkom: Agnieszce, Eli oraz Kamili, Córce Zeusa i wszystkim, którzy kiedykolwiek skomentowali mojego posta! ;^
*Annabeth*
Obudziłam się pod ciepłym kocem z motylkami w brzuchu. Dzisiaj był wielki dzień mój i Percy'ego. Dziś mieliśmy stanąć razem na ślubnym kobiercu i przysięgnąć sobie dozgonną miłość. Byłam pewna swojej decyzji. Kochałam Percy'ego, to nie ulegało wątpliwości. Choć wiedziałam też, że to ryzykowne. No bo... córka Ateny i syn Posejdona? Tych dwóch bogów niezbyt za sobą przepadało. W TV Hefajstos była to zapewne wiadomość miesiąca! Przeciągnęłam się leniwie i z dziwnym uczuciem ciepła na sercu wstałam z łóżka. Zgarnęłam z szafy jakieś przypadkowe ubrania - niebieskie szorty, czarną bluzkę na ramiączkach i sandały na delikatnych koturnach - i popędziłam do łazienki. Przy okazji zdążyłam zerknąć na zegarek.
"8:00! Super, nawet w dzień ślubu potrafię zaspać!" pomyślałam. Przecież o dziewiątej miałam się zjawić w domku Afrodyty! Niczym huragan wpadłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Wzięłam jeden z najszybszych pryszniców w swoim życiu, ubrałam się, włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Spakowałam jeszcze do torby kilka potrzebnych rzeczy, po czym wyszłam z domku. Poranek był rześki, mgła jeszcze wisiała w powietrzu. Z lubością wciągnęłam powietrze w płuca i ruszyłam w stronę pawilonu jadalnego na śniadanie. Po drodze rozglądałam się za Percy'm, ale nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Zajrzałam też do do domku Posejdona, ale i tam go nie zastałam. Wydało mi się to dziwne, bo zwykle na śniadanie chodziliśmy razem, ale pomyślałam, że pewnie przygotowuje się do ślubu. Spotkałam za to Nica di Angelo, syna Hadesa, z którym odbyłam krótką rozmowę.
- Cześć Nico - uśmiechnęłam się do niego.
- O, Annabeth! Miło cię widzieć. Podekscytowana?
- Tak, bardzo! Słuchaj, widziałeś może Percy'ego?
- Nie, dzisiaj nie... Ale słyszałem, że przygotowuje dla ciebie niespodziankę.
Mrugnął do mnie tajemniczo, po czym odszedł w stronę domku Hadesa. Niespodzianka? Jaka niespodzianka? O bogowie, nie dość, że szykuje się ślub to jeszcze Percy wyskakuje z tymi swoimi niespodziankami... ten chłopak zapędzi mnie do Tartaru. Teraz już wiedziałam, dlaczego nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
Całą drogę na śniadanie myślałam, co Percy dla mnie przygotował. W końcu stwierdziłam, że nie mogę poświęcać temu tyle uwagi. Muszę skupić się na ślubie! Gdy doszłam do pawilonu, usiadłam między rodzeństwem. Dzisiaj nie miałam ochoty na żadne rozmowy z innymi dziećmi Ateny.
 Jak zwykle przed jedzeniem, Chejron miał dla nas kilka ogłoszeń. Informował, że zbliża się ważne wydarzenie i każdy powinien zaangażować się w przygotowania. Gdy to oznajmił, modliłam się do każdego znanego mi boga, żeby się nie zaczerwienić. Po skończonej rozmowie centaura poszłam do bufetu i nałożyłam na talerz dwie kanapki. Nie chciałam jeść zbyt dużo przed ślubem, właściwie to nie wiem dlaczego. Po spożyciu jednej z kanapek, podeszłam do mosiężego trójnogu, aby złożyć ofiarę mojej matce. "Mamo, jeśli mnie słyszysz... czuwaj nade mną w czasie ślubu, nie pozwól, żeby jakiś potwór zniszczył ceremonię i, no... przyjdź." Dziś wyjątkowo nie potrafiłam ubrać moich próśb w słowa, więc wypowiedziałam je w myślach. Następnie wrzuciłam kanapkę do ognia i natychmiast poczułam miłą woń fiołków i wanilii. Odeszłam od trójnogu i skierowałam się w stronę domku Afrodyty. Byłam już prawie na miejscu, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i zasłania mi ręką oczy. Z początku ogarnął mnie strach, ale gdy tylko poczułam znajomy zapach oceanu, ten gdzieś się ulotnił. Percy pociągnął mnie za rękę w niezanym kierunku wciąż zasłaniając mi oczy. Szliśmy tak bez słowa dobre pięć minut, aż w końcu doszliśmy do celu. Powietrze ochłodziło się, byliśmy w lesie. Mój narzeczony odsłonił mi oczy. To, co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. Stanęłam jak wryta.
*Percy*
Ann zaniemówiła. Wiedziałem, że jej się spodoba. Przyprowadziłem ją w miejsce, gdzie mieliśmy sie pobrać. W przygotowywaniu tego miejsca brał udział cały obóz. Była to okrągła polana w środku lasu, otoczona ze wszystkich stron drzewami. Pośrodku polany stała biała altana przyozdobiona czerwonymi różami i porośnięta bluszczem. Przed nią, w dwóch rzędach, stały drewniane krzesła przykryte białym aksamitem. Po przeciwległych stronach stały suto zastawione stoły, a z tyłu znajdował się drewniany parkiet. Na podeście dla muzyków stał fortepian przygotowany specjalnie dla Apolla, który miał zagrać marsz weselny na uroczystości.
- Glonomóżdżku, tu jest pięknie! - krzyknęła Annabeth z zachytem. Rzuciła mi się w ramiona, a potem pocałowała.
Pocałunek był delikatny, a zarazem namiętny. Objąłem ją w pasie, a ręce Ann powędrowały do moich włosów... zupełnie zatraciłem się w tej chwili, chciałem, żeby trwała wiecznie. Niestety, wkrótce zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie.
- Jestem taka szczęśliwa... - wyszeptała moja narzeczona ze łzami w oczach.
- Ja też, Annabeth - odparłem - z tobą. Tak bardzo cię kocham...
Przytuliłem ją czule. Zdawało mi się, jakbym leciał. Radość, jaką teraz czułem, nawet dla mnie była niewyobrażalna. Delikatnie wyrwała się z moich objęć i spojrzała mi głęboko w oczy. Potem jescze raz ogarnęła wzrokiem całą polanę.
- Pójdę się rozejrzeć, dobrze? - spytała, dając mi przelotnego całusa w policzek.
- Oczywiście. Jak sobie życzysz, o pani - ukloniłem się żartobliwie.
Annabeth szturchnęła mnie łokciem w żebra i pobiegła oglądać dekoracje.  Była taka piękna, mądra i zwinna! Czasem nie mogłem uwierzyć, że wybrała właśnie mnie - fajtłapowatego syna Posejdona. Kiedy tak biegała z jednego końca polany do drugiego, ja przyglądałem się jej urodzie. Blond loki, które spływały kaskadami po opalonych ramionach błyszczały w słońcu. W szarych oczach, które tak uwielbiałem, widać było radość i szczęście. W przylegającej, czarnej bluzce na ramiączkach i krótkich szortach w moim ulubionym kolorze wyglądała przepięknie. Jak dla mnie, mogłaby iść w nich nawet do ślubu. Rozmyślałem ak o Ann, lecz potem mój wzrok padł na jeziorko. Do głowy wpadła mi pewna myśl: czy bogowie przyjmą zaproszenie? Co prawda wysłałem je oficjalnie na Olimp, ale nie wiem, czego można spodziewać się po starożytnych, greckich bogach. Zastanawia mnie też, czy mój ojciec przybędzie. Tak bardzo pragnąłem, aby Posejdon był przy mnie w tak ważnym dniu...
- Wracajmy - głos Ann wyrwał mnie z zamyślenia.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę - mrugnąłem do niej figlarnie, a ona w odpowiedzi tylko się zaśmiała.
- No, co to za niespodzianka Panie Tajemniczy?
Wyciągnąłem z kieszeni czerwone pudełeczko, po czym podałem je Ann. Zrobiła wielkie oczy.
- Percy, czy to są...? - otworzyła pudełeczko, po czym wydała z siebie pisk zachwytu - Obrączki! Na bogów, Percy! Są przepiękne!
Pocałowała mnie namiętnie, wciąż podekscytowana. Wyciągnąłem jedną z obrączek z pudełeczka. Była to okrągła, złota obrączka, z wygrawerowanymi gwiazdkami.
- Glonomóżdżku... - ze wzruszenia odebrało jej mowę.
Objąłem ją w pasie, a ona wtuliła się w moje ramię. Tak przytuleni ruszyliśmy z powrotem do obozu. Byłem niezmiernie zadowolony, że mam ją przy sobie, że czuję jej ciepło. Po jakimś czasie, gdy na horyzoncie zobaczyłem już domki, odezwała się Annabeth:
- Percy, naprawdę bardzo Ci dziękuję, to była cudowna niespodzianka - no, dwie cudowne niespodzianki - powiedziała, po czym dała mi buziaka - A teraz lecę, bo jest już dziesiąta, godzinę temu powinnam być u Piper! Afrodyta mnie zabije!
- No to do zobaczenia! - krzyknąłem za nią.
Ja natomiast zmierzałem w stronę domku numer trzy, aby wystroić się w garnitur.
~kilka godzin później~
*Annabeth
Stałam przed lustrem, a Afrodyta i Atena robiły ostatnie poprawki mojego stroju i makijażu. Wpatrywałam się w swoje odbicie w zwierciadle i nie mogłam uwierzyć - wyglądałam pięknie! Makijaż miałam delikatny: trochę srebrnego cienia na powiekach, rzęsy pociągnięte tuszem, na ustach błyszczyk. Niby nic takiego, ale w wykonaniu bogini miłości wyglądało to cudownie. Włosy miałam rozpuszczone, zakręcone lokówką, układały się w fale spływające lekko na ramiona. Sukienka była po prostu spełnieniem moich marzeń! Wybrałam ją wraz z Piper podczas zakupów w galerii. Biała kreacja bez ramiączek, z dekoltem w serce, z gorsetem idealnie pasującym do mojej talii, spódnica tiulowa opadająca gładko w dół. Ta sukienka była szyta chyba specjalnie dla mnie! Welon miałam wpięty  we włosy za pomocą srebrnej spinki w kształcie sowy, a w uszach kolczyki do kompletu. To wszystko sprawiało, że nie mogłam się na siebie napatrzeć...
- Gotowa! - krzyknęły na raz moja mama i Afrodyta.
- Bardzo wam dziękuję - odrzekłam i uściskałam je jedna po drugiej.
- No, to widzimy się na ślubie! - powiedziała bogini miłości, po czym zniknęła a obłoku różowej mgiełki.
- Annabeth? - spytała Atena za łzami w oczach - Gotowa?
- Tak, mamo - odrzekłam.
Bogini mądrości wzięła mnie za rękę i poprowadziła w stronę polany, na której miał się odbyć ślub.
*Percy*
Stałem w altanie czekając na moją wybrankę. Byłem ubrany w czarny garnitur, czarne lakierki, włosy miałem jak zwykle rozczochrane, a z kieszonki marynarki wystawiła mała, niebieska róża. Obok mnie stali Jason, Leo, Frank, Nico oraz Grover i rozmawiali o czymś po cichu. Naprzeciwko na krzesłach siedzieli bogowie - jednak przyjęli zaproszenie. Zapewne nie chcieli przepuścić takiej okazji, jak ślub dwóch najlepszych herosów w tym stuleciu... Rozejrzałem się ciekawie dookoła. Pośrodku stał Chejron, który miał udzielać nam ślubu. W pierwszym rzędzie krzeseł siedzieli: Zeus wraz z Herą, Posejdon i moja mama, którzy uśmiechali się do mnie pokrzepiająco, następnie były dwa puste miejsca dla Ateny oraz pana Chase, którzy poszli do Ann, dalej Artemida. Po drugiej stronie siedział Hades z Persefoną, Afrodyta w towarzystwie Hefajstosa i Aresa, co... wyglądało dość zabawnie. Obok nich zobaczyłem Hermesa i Hestię. W kolejnych rzędach usadowiono pomniejsze bóstwa, czyli Morfeusza,  Nemezis, Nike itp. Dionizos, jako dyrektor Obozu Herosów siedział w osobnym rzędzie. Na podeście, Apollo ćwiczył melodię na fortepianie, ze wszystkich stron dochodził gwar rozmów. Goście śmiali się lub płakali ze wzruszenia.
Nagle wszystko ucichło, zabrzmiały pierwsze dźwięki marsza weselnego. Zobaczyłem Annabeth,  kroczącą przez korytarz usłany płatkami białych róż. Uśmiechała się delikatnie, machała komuś ręką. Pod ramię prowadził ją ojciec, za nią szły jej druhny - Piper, Hazel, Clarisse, Reyna i Kalina. Kiedy Ann na mnie spojrzała, poczułem się tak, jakby cały świat przestał istnieć. Liczyła się tylko ona i to jaka była piękna! Podeszła do ołtarza, chwyciła mnie za rękę i razem stanęliśmy przed Chejronem.
- Panie i panowie, boginie i bogowie. Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim dwójkę najlepszych półbogów tego stulecia - oznajmił.
Annabeth spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niepewnie. Ścisnąłem mocniej jej dłoń i odwzajemniłem uśmiech.
- Czy ty Percy Jackson, bierzesz Annabeth Chase za żonę i ślubujesz jej miłość wierność i uczciwość małżeńską, i że jej nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak - odparłem pewnym siebie głosem.
- A czy ty, Annabeth Chase - tu w głosie Chejrona pojawiło się wzruszenie - bierzesz Percy'ego Jacksona za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
- Tak - po policzku córki Ateny spłynęła łza szczęścia.
- Załóżcie obrączki - przykazał centaur.
Z poduszeczki, którą trzymała Hazel wziąłem złotą obrączkę i włożyłem Annabeth na palec, ona uczyniła to samo.
- Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi, niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki.
Zamarłem. Mimo wszystko bałem się, że ktoś może się sprzeciwić - jakiś bóg, bogini, Zeus wie kto jeszcze. Jednak nic takiego się nie stało, odetchnąłem z ulgą. Chejron przemawiał dalej:
- A więc, ogłaszam was mężem i żoną. Percy, możesz pocałować pannę młodą!
Wreszcie nadeszła ta chwila. Ostrożnie odgarnąłem welon z twarzy Annabeth i złączyłem nasze usta w pocałunku. Wszyscy klaskali, krzyczeli i pogwizdywali. A ja wiedziałem jedno: teraz już nic i nikt nas nie rozdzieli.
×××
Hey =* No i mamy one-shot'a! Starałam się, żeby był dłuuuugaśny, ale nie wiemmczy mi wyszło. Chejron księdzem i wystrojony Percy *.* Sorry, że dopiero po 20, ale byłam w Bielsko-Białej i nie za bardzo miałam czas =/ Na razie weny brak - chyba Apollo ma na mnie chwilowo focha :D Następnego rozdziału możecie spodziewać się we wtorek/środę (: Za wszystkie ewentualne błędy przepraszam.  Przypominam o ankietach i pamiętaj: KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!

piątek, 28 marca 2014

Let's talk!

   
Jak się macie? U mnie wena dopisuje. W niedzielę zamiast rozdziału będzie jednorazówka. Postaram się, żeby była dość długa - oczywiście w temacie Percy'ego i Annabeth :) Aktualnie czytam Dom Hadesa - po raz który nie wiem, ale było ich dużo - i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Olimpijskich Herosów. W komentarzach opowiedzcie, co wy aktualnie czytacie i czy przypadło Wam to do gustu!

Wasza Autorka 

P.S: Chyba czas w końcu porozmawiać o sprawie życia i śmierci. Czy Was też denerwuje jedna z wielu zmian, jakiej dokonał reżyser Złodzieja Pioruna w stosunku do książki? Chodzi oczywiście o kolor włosów Annabeth, granej przez Alex Daddario. W pierwszym filmie była brunetką, w Morzu Potworów zaś twórcy postanowili bardziej upodobnić adaptację do oryginału i przywrócili postaci blond loki. Sama aktorka w moim mniemaniu idealnie przedstawia postać Ann, jednak te wszystkie zawirowania mogą człowieka przyprawić o zawrót głowy. Chcielibyście w kinach lub w telewizji zobaczyć kiedyś bardziej wierną ekranizację książki?


Annabeth Chase, Percy Jackson and the Lightning Thief | Alexandra ...

Rozdział III: Złe wieści, plany i… wszyscy kochają Valdeza! :D

- No więc… mamy pewne informacje na temat bitwy olbrzymów w Kanadzie od półbogów z Obozu Jupiter, których wysłaliśmy tam na misję. To naprawdę poważna sprawa. Podobno wszystkie olbrzymy, które  przeszły na stronę Rei, chcą pokonać tych, których nie udało jej się przekonać. Na razie nie wiadomo, jak bardzo ta wojna wpłynie na wojnę między Uranosem i Reą w Grecji.
- To niezbyt dobre wiadomości… A wiecie, kiedy będzie ta bitwa?
- Prawdopodobnie dwudziestego drugiego czerwca, w letnie przesilenie
- Ale to już za miesiąc! Muszę porozmawiać z Chejronem, trzeba natychmiast wyruszać na misję… - Annabeth zawsze w takich chwilach zmieniała się w swoją matkę, Atenę – musimy zaplanować trasę… dokończyć budowę statku…  - mówiła do siebie na odchodnym.
- Hej, Mądralińska! Gdzie tak pędzisz, mój ty strategu wojenny? – Percy podbiegł do swojej dziewczyny i cmoknął ją w policzek.
- Glonomóżdżku! A ty nie przeginaj! - Annabeth zaśmiała się radośnie.
- Chodź, pójdę z Tobą do Chejrona – odrzekł Percy.
Więc oboje w dobrych nastrojach, trzymając się za ręce poszli razem do Wielkiego Domu.
***
Centaur Chejron jak zwykle był w swoim pokoju słuchając starych płyt Franka Sinatry i Madonny. Percy zapukał, a po usłyszeniu cichego ‘’proszę” razem z Annabeth wszedł do środka. Chejron stał przy biurku, obok włączonego odtwarzacza i studiował jakąś mapę. Kiedy zobaczył, kto go odwiedził, od razu pokłusował w ich kierunku.
- Chejronie! – wykrzyknęła Annabeth z radością. Kochała centaura jak ojca, bo zajmował się nią od ponad 10 lat. Podbiegła i przytuliła go.
- Witaj, moje dziecko – odpowiedział nauczyciel, po czym odwzajemnił uścisk – co Was do mnie sprowadza?
- Hazel – zaczął Percy – przekazała nam pewne informacje dotyczące bitwy olbrzymów w Kanadzie i przyszliśmy się z Tobą nimi podzielić.
-Wiem już wszystko, Percy. Panna Levesque wraz z panem Zhang o wszystkim mnie już poinformowali.
- To w takim razie, Chejronie, co z tym zrobimy? Jeśli to ma mieć jakiś wpływ na wojnę w Grecji, musimy natychmiast wyruszać! – rzekła Ann.
- Wiem, Annabeth, wiem. Musicie jak najszybciej znaleźć Leona Valdeza i z nim porozmawiać. My spotkamy się jutro na naradzie grupowych domków, a jej dokładną godzinę i miejsce spotkania ogłoszę na dzisiejszej kolacji. No i trzeba zawiadomić Pana D. – rzekł z lekkim zażenowaniem.
Pan D. – Dionizos, nie cieszył się zbyt wielką popularnością głownie dlatego, że został dyrektorem Obozu tylko dlatego, że jego ojciec, Zeus, zesłał go tu za karę, bo Dionizos uwiódł zakazaną nimfę.
- Dobrze, idźcie do niego. Widzimy się na naradzie. A po rozmowie zaraz na zajęcia! Już! – rzekł żartobliwie Chejron.
***
Leo pracował właśnie w warsztacie i montował balistę do kadłuba latającego statku „Artemis V”, który miał posłużyć im za transport go Grecji na misję. Właśnie ładował balistę, którą nazwał Scorpion, bo chciał ją wypróbować. Miał dziwny zwyczaj nazywania różnych urządzeń imionami, chociaż nie wiedział dlaczego. Lepiej dogadywał się z nimi, niż z ludźmi… może to dlatego, że jego ojcem jest Hefajstos, grecki Bóg Kowali, Rzemiosła. Przecież on, Leo, nie miał nawet dziewczyny, chociaż jego trzej najlepsi przyjaciele mieli. A przecież wszyscy kochają Leona!
Jego rozmyślania przerwało wejście jego przyjaciół, Annabeth i Percy’ego.
- Joł, Valdez! – zawołał Percy z uśmiechem.
- Cześć, Leo. Jak tam prace nad „Artemis”? – zagadnęła Ann.
- Hej wszystkim! Już prawie kończę, właśnie montowałem Scorpiona na kadłubie. A co Was do mnie sprowadza? –odparł Leo.
- Chejron nas przysłał i kazał nam z Tobą porozmawiać. Wiesz, pojawiły się nowe okoliczności w sprawie naszej misji w Grecji… - zaczęła Annabeth.
- Jakie okoliczności? Kolejna wojna? – spytał ironicznie Leo.
 - To Frank i Hazel Ci nie mówili? Otóż… bitwa olbrzymów w Kanadzie. Nikt jeszcze nie wie, jaki wpływ będzie to miało na naszą wyprawę, no, ale… sam rozumiesz – odrzekła córka Ateny.
- Na Hefajstosa, rozumiem! To dość poważna sprawa… trzeba przyspieszyć pracę nad „Artemis V”! – powiedział ze zdenerwowaniem Leo.
- Dobrze, Leo. Zostawimy Cię teraz, dokończ statek, a my wracamy na zajęcia! - krzyknęła na odchodnym Annabeth.
- Nara, Valdez! – zawołał Percy.
- Do zobaczenia, trzymajcie się! Skończę najszybciej jak się da! – krzyknął za nimi syn Hefajstosa.
Percy wziął Annabeth za rękę i razem wyszli z pracowni Hefajstosa. Szli, trzymając się za ręce i rozmawiając. O tej porze, Obóz zawsze cichł. Każdy przesiadywał w swoim domku, odpoczywając lub przygotowując się do wieczornego treningu.
- Miło tak czasem przespacerować się po starym, dobrym Obozie - westchnęła córka Ateny.
- To prawda. Po obiedzie zawsze jest tu tak cicho i spokojnie... miło czasem odpocząć od wrzasków dzieci Aresa - zażartował chłopak.
- Glonomóżdżku, jesteś niemożliwy! - krzyknęła Annabeth ze śmiechem, po czym klepnęła Percy'ego w ramię.
W odpowiedzi, syn Posejdona tylko uśmiechnął się łobuzersko. Nachylił się ku niej i pocałował ją delikatnie. Po chwili, dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Czule, a zarazem namiętnie muskał jej wargi. W tej chwili, pomimo całej tej sytuacji, był w siódmym niebie. Gdy oderwali się od siebie, Annabeth wtuliła się w Percy'ego i szczęśliwi ruszyli w dalszą drogę.
***
Kiedy doszli do domku numer trzy, chłopak szarmanckim gestem otworzył drzwi i weszli do środka. W środku zastali niemały bałagan, lecz oboje się tym nie przejęli. Percy odgarnął stertę ciuchów z łóżka i wskazał Annabeth miejsce siedzące. Siedzieli przez chwilę w ciszy, wsłuchując się w odgłosy przyrody za oknem. Po chwili, dziewczyna odezwała się z wahaniem:
- Wiesz, Percy...
- Tak, Ann? – spytał Percy z lekkim uśmiechem.
- Ja… boję się.
>_<
Voila! Rozdział III już jest! Wątek Leo, na początku nie był zamierzony, ale… no, wena nie wybiera :) Trochę więcej dialogów, niż zwykle… a akcja dopiero się rozkręca :D Tradycyjnie przypominam o głosowaniu w ankietach, zachęcam do obserwowania bloga i pamiętaj: KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!

Miłego czytania, Aga ;*

wtorek, 25 marca 2014

Chapter II: The parental visit


    Słońce już chowało się za horyzontem, zalewając Obóz i plażę jaskrawymi barwami i wydłużając cienie. Percy wraz z Annabeth siedzieli obok siebie na plaży, a piaszczysty brzeg leniwie opływały wody zatoki Long Island. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi, jak gdyby nieśmiałe uciekało przed wścibskimi spojrzeniami. Cichy szmer poruszanych wiatrem traw i charakterystyczny zapach nadchodzącego lata tworzyły w połączeniu z przepiękną scenerią niezapomnianą atmosferę. I tak rozmawiali godzinami: Ann opowiadała mu o życiu w Frisco, a Percy relacjonował jej nowojorską codzienność, wyjątkowo monotonną. Podziwiał też urodę dziewczyny w blasku zachodzącego Heliosa oraz lekkiej bryzy znad zatoki, mierzwiącej jej złociste kosmyki. Szare oczy błyszczały ze szczęścia, a policzki córki Ateny zaróżowiły się uroczo. Uśmiechała się delikatnie, ukazując śnieżnobiałe zęby. Wokół nich robiło się coraz ciemniej. Ostatnie promienie słońca zniknęły już dawno, a granatowe niebo roziskrzyło się milionem migających wysoko gwiazd. Od jakiegoś czasu oboje milczeli. Nie była to krępująca cisza - cieszyli się po prostu swoją obecnością i żadnemu z nich nie uśmiechało się przerwać kojącego spokoju nocy. Gdzieś w oddali słychać było śmiechy i radosne pokrzykiwania obozowiczów. Później przerodziły się one w chóralny śpiew jednej z wielu obozowych pieśni chwalących bogów i legendarnych herosów. Kto wie, może kiedyś i my będziemy się zaliczać do tego ekskluzywnego grona, pomyślał drwiąco Percy. Po namyśle stwierdził jednak, że chyba nie życzyłby sobie takiego losu. Nieczęsto historie wielkich bohaterów ich świata kończyły się szczęśliwie. Przyglądając się gwiazdom, układającym się na sklepieniu w konstelacje, usiłował zebrać odwagę. Już od pewnego czasu czuł wewnętrzny niepokój i niepewność, szykował się na wyznanie, które mógł wygłosić tylko przed nią. A teraz siedziała przy nim, urzeczona pięknem wieczoru. Nie było już wymówek.  Zanim zdążył się rozmyślić, Percy wziął głęboki oddech.
- Boję się. - wymamrotał, niepewny, czy w ogóle go usłyszała.
Annabeth spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Dała mu chwilę, aby poukładał w głowie myśli i słowa. - Czego? - dopytała po jakimś czasie. Gdy nie odpowiedział, zmierzwiła mu zachęcająco włosy.
- Och, bogowie. No wyduś to z siebie wreszcie, głuptasie!
- Dostaliśmy kolejną misję, Annabeth. - wydusił z siebie w końcu chłopak. Córka Ateny zesztywniała. W jej oczach pojawił się strach i niedowierzanie. Percy'emu było głupio, że tyle czasu trzymał to w tajemnicy przed własną dziewczyną. - Przepraszam, że Ci nie powiedzieliśmy, ale wiem, że niepotrzebnie byś się martwiła albo w ogóle nie zgodziła. 
- Po tym wszystkim, co już przeszliśmy? - odparła powoli, wciąż zbyt wstrząśnięta, by w pełni zrozumieć, co się dzieje. - To miał być nasz rok - dodała cicho. Percy zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej reakcji. Oczywiście, oczekiwał, że będzie zła czy zirytowana, ale smutek i rozczarowanie z jej strony były dla niego zaskoczeniem.
- Przecież wiesz, że to nasz obowiązek, Ann. Tak to już z nami jest. Nie ma co liczyć na nudę - spróbował ją pocieszyć, jego wysiłki spełzły jednak na niczym. Dziewczyna ze zgarbionymi ramionami wpatrywała się w wodę szklistym wzrokiem.
- Niestety - odparła sucho. Syn Posejdona nadal nie potrafił rozumieć, co ją tak dotknęło; myślał, że już dawno przywykła do życia herosa i pogodziła się z wszystkim, co szło z nim w parze. Po kilku minutach niezręcznej ciszy, Annabeth ciężko westchnęła i położyła ciepłą dłoń na kolanie swojego chłopaka.
- Przepraszam. Zazwyczaj jestem świadoma wszystkich niebezpieczeństw naszego świata, czasem po prostu zapominam, jak wiele z nas samych poświęcamy, by w nim żyć. Łatwo jest zostawić w tyle rzeczywistość walcząc z piekielnymi ogierami czy harpiami, ale nie jesteśmy już dziećmi i prawdziwe życie gdzieś tam na nas czeka. W tym roku uświadomiłam sobie, że wciąż musimy jeszcze iść na studia, podróżować, znaleźć pracę. Wybrałam już nawet parę uniwersytetów i rozesłałam podania. Nie możemy być wiecznie w biegu. Co z tego, że przeżyjemy większość greckich półbogów, skoro nigdy tak naprawdę nie zaznamy życia?
Miała rację. Percy po raz pierwszy od bardzo dawna zastanawiał się, co właściwie chciałby robić, kiedy skończy się pasmo ciągłych walk. Bo miał nadzieję, że taki dzień nadejdzie. Jednak teraz najważniejsze było najnowsze zadanie. Od niego zależało przecież, czy będzie w ogóle jeszcze do czego wracać.
- Mógłbyś na chwilę zostawić mnie samą? Muszę to wszystko przemyśleć. Opracować jakąś strategię na tę cholerną misję - poprosiła Annabeth, składając na ustach Percy'ego szybki pocałunek. W jej oczach nie było gniewu. Raczej pragnienie. Tęsknota za normalnym życiem. Pomimo napiętej sytuacji, Percy nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się. To było takie typowe - dziecko Ateny obmyślające strategię, aby lepiej poradzić sobie z uczuciami. Nie protestował więc; zwinnie stanął na nogi i otrzepał spodnie z piasku. Ostatni raz dotknął dłoni dziewczyny, na co ona kiwnęła jedynie głową. Jej myśli były już maksymalnie skoncentrowane na planie działania formującym się w jej umyśle. Syn Posejdona ruszył więc w drogę powrotną. Nie mógł nic poradzić na to, że widok Annabeth, zawsze pierwszej do walki i gotowej na wszystko, teraz tak przytłoczonej perspektywą czekającej ich wyprawy na pokładzie kolejnego z dziwnych wynalazków Leo, przyprawił go o dreszcze. Ich życie było zdrowo popaprane, to fakt. Ale to w Obozie znaleźli przyjaciół, sprzymierzeńców, siebie. Dom. Dopiero wejście do szalonego świata greckich bogów pozwoliło Percy'emu poczuć, że naprawdę gdzieś przynależy. Jak mógłbym to porzucić? Ostatni raz obejrzał się przez ramię. Dziewczyna dalej siedziała nieruchomo i wsłuchiwała się w pohukiwanie sów krążących nad zatoką. Możliwe, że niosły jej wiadomość od matki. Zawsze były w dobrych relacjach. Widać było, że Atena kocha córkę na tyle, na ile nieśmiertelni bogowie starożytnej Grecji zdolni są do miłości. Spacerując w ciemności, pośród drzew można było dostrzec przebiegające z chichotem nimfy leśne. Jedna z nich pomachała przyjaźnie do Percy'ego. Chłopak odwzajemnił gest i przyspieszył kroku. Nimfy są z reguły nieszkodliwe, lecz nigdy nie wiadomo, co może czaić się w lesie o tej porze. A Percy miał na dzisiaj dość niespodzianek.


    Musicie wiedzieć, że herosi nie mają pięknych snów o rycerzach na białym koniu czy królewnach uwięzionych w zamkowych wieżach. Niestety, dla większości z nich odpłynięcie w objęcia Morfeusza zazwyczaj oznacza nową porcję koszmarów lub powtórkę z jakiejś wyjątkowo burzliwej misji, z której przebudzają się zlani potem. Dużo rzadziej zdarzają się sny prorocze czy odwiedziny rodzica. Gdy więc Percy dotarł w końcu do swojego pokoju i znużony pełnym emocji dniem zasnął nie zdążywszy się nawet przebrać, z pewnością nie spodziewał się tego, co go czekało. Znajdował się pod wodą, niedaleko podwodnego pałacu Posejdona. Dookoła niego przepływali rozmaici poddani ojca - kolorowe ławice ryb, roześmiane na swój sposób delfiny i przeźroczyste meduzy. Wydawało mu się nawet, że w pewnym momencie dostrzegł rekina. Chłopak bez zastanowienia podpłynął bliżej okazałej posiadłości boga mórz. Zbudowana z wypolerowanego koralowca, w blasku dnia przedostającym się pod powierzchnię mieniła się kolorami tęczy. Minął strażników pilnujących wejścia, uzbrojonych w gigantyczne trójzęby z niebiańskiego spiżu, i skierował się prosto do sali tronowej. Prowadzące do niej wielkie marmurowe wrota uchyliły się, gdy pchnął je ramieniem. Wszedł do środka i rozejrzał się. Sala była ogromna - wielkości co najmniej dwóch  boisk piłkarskich. Pod przeciwległą ścianą mieścił się okazały podest, a na nim dwa trony. Jeden mniejszy, należący zapewne do Amfitryty obecnej żony ojca. Drugi zaś, uformowany z niebieskiego turmalinu i masy perłowej tak, aby przypominał wzburzone fale, był godny jedynie króla. Przez strzeliste witrażowe okna do pomieszczenia wpadało dużo światła, które padało, nieco zniekształcone prądami wody, na podłogę wyłożoną obficie drobnym białym piaskiem. Cały widok zapierał dech w piersiach. Nikogo tu jednak nie było, więc Percy wrócił na korytarz. Dopiero wtedy zauważył, że na rozłożystym tarasie wieńczącym długi hol stoi mężczyzna. Od razu rozpoznał ojca, choć ten nie był w swojej ziemskiej formie. Miał na głowie koronę wykonaną z kości słoniowej, a jego twarz okalała gęsta, czarna broda. Kiedy półbóg podszedł bliżej, dostrzegł na jego twarzy zmarszczki utrapienia, a w oczach ujrzał ciężar tysięcy przeżytych lat.
- Percy. Mój synu – rzekł Posejdon, gdy tylko chłopak stanął obok. Uśmiechnął się ciepło i objął Percy’ego ramieniem w ojcowskim geście. – A więc przyszedłeś.
- Cześć, tato. Czy to ty mnie wezwałeś?
- Nie. Ale spodziewałem się twojej wizyty już od dłuższego czasu. Słyszałem twoje prośby i modlitwy, jednak przez wojnę z Okeanosem mam ograniczony dostęp do kontaktu ze światem na powierzchni.
Młody heros odetchnął z ulgą. Ojciec go nie porzucił, wciąż o nim pamiętał. Przez jakiś czas obaj mężczyźni stali tak, podziwiając widok rozciągający się z pałacu. Balkon był wykonany z całości ze złota i okazał się najbardziej wysuniętym na zachód punktem posiadłości. Można było więc sięgnąć wzrokiem bardzo daleko, choć Percy musiał przyznać, że na dnie morskim nie ma zbyt wiele do oglądania. W oddali rozległ się głuchy huk, a ziemia zatrzęsła się nieznacznie.
 - Więc Okeanos powrócił? Chce zemsty? - rzucił w końcu Percy, pragnąc przerwać milczenie. Dawno nie widział boskiego rodzica i desperacko szukał okazji, by spędzić z nim więcej czasu.
- Prawdopodobnie. Zgromadził całkiem liczną armię i atakuje coraz większe połacie mojego królestwa. Mam niestety pełne ręce roboty - mówiąc to, uśmiechnął się smutno w stronę syna. - Co u Annabeth?
Percy wzdrygnął się na wspomnienie rozmowy z poprzedniego wieczora. Nadal nie wiedział, na czym stoi z córką Ateny.
- Jest cała i zdrowa. Wczoraj wróciła do Obozu na lato i...
- Percy, właściwie jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać. To dość ważne - przerwał mu Posejdon. Myślami był daleko i nieświadomie pocierał ręką brodę, marszcząc brwi. Percy kiwnął głową, zachęcając go, by kontynuował. To było do przewidzenia.
- Ja borykam się tu ze swoją wojną, lecz i ty wkrótce staniesz na wojennej ścieżce. Wiesz już, że czeka cię ważna misja, lecz jej wynik jest jeszcze istotniejszy. Odpowiedzi musisz szukać u obcych bogów. Zdradzi Cię ktoś, kto jest dla Ciebie jak rodzina, jednak dzięki temu zyskasz osobę, z którą będzie Cię łączyć dużo więcej niż przyjaźń. Będziesz musiał przeciwstawić się wielu trudnościom, jeśli jednak odniesiesz sukces, cały świat zostanie ocalony przed zgubą.
Percy musiał upomnieć się w myślach, żeby zamknąć usta. Nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Czy to kolejna przepowiednia? Czy jeszcze kiedyś będę mógł z nim normalnie porozmawiać bez losów całego świata wiszącego nam nad głowami? Potrzebował odpowiedzi.
- Ojcze, co to wszystko znaczy? - spytał więc ponaglająco.
- Przykro mi Percy, ale kończy nam się czas. Będziesz musiał sam odkryć, co przygotowały dla Ciebie Mojry - odparł Posejdon. W jego głosie słychać było żal, że obciąża syna kolejnym wymagającym zadaniem.. - Zanim się obudzisz, chcę Ci powiedzieć, abyś nie tracił wiary. Choć nie zawsze to okazuję, kocham Cię i wierzę w Ciebie. Gdy będziesz w potrzebie, przybędę. Pamiętaj o tym - bóg po raz ostatni ścisnął w pokrzepiającym geście dłoń syna i posłał mu uśmiech pełen dumy, lecz przyćmiony smutkiem. Następnie zaczął rozpływać się w otaczającej ich wodzie - zanim oszołomiony Percy zdołał cokolwiek powiedzieć, już go nie było. Po morskim dnie niosło się jedynie echo jego głosu, powtarzające w kółko dwa słowa: Do zobaczenia.


- Ojcze... Tato! – Percy zbudził się z krzykiem, wyciągając przed siebie ręce. Gdy otrząsnął się z resztek snu zorientował się, że był już poranek. Rześkie powietrze wdzierało się do pokoju przez otwarte okno, poruszając białymi zasłonami. Przez okrągły świetlik w suficie przeświecały ostre promienie słońca. Wydarzenia ze snu zalały chłopaka niczym fala. Cieszył się, że mógł porozmawiać z rodzicem, bardziej jednak przerażały go słowa, które od niego usłyszał. Wydawały się dziwnie prorocze. Mimo wszystko miło było wiedzieć, że ofiary docierały to ojca i nie zaniedbał on jedynego syna. Percy zdecydował, że najpierw skupi się na przygotowaniach do wyprawy i pracy nad związkiem z Annabeth, a mrożącymi krew w żyłach przepowiedniami zajmie się potem. Tak dla odmiany. Zadowolonym tym efektywnym rozkładem obowiązków wstał i zaczął się ubierać. Niespodziewanie, w całym domku rozległ się huk. Wciąż zaspany Percy aż podskoczył.
- Percy? Wstawaj leniuchu! Czas na śniadanie! – to tylko Annabeth dobijała się do drzwi.
- Za moment jestem - odkrzyknął jej Percy, zapinając guziki błękitnej koszuli. Po krótkiej wizycie w łazience, by umyć zęby i okiełznać jakoś szaloną czuprynę czarnych włosów, był gotowy na śniadanie. Wyszedł więc na zewnątrz. W Obozie panowały znajome poranne zgiełk i chaos. To trochę ukoiło jego zszargane w nocy nerwy; zamurowało go dopiero na widok Ann. Była ubrana dość zwyczajnie - pomarańczowa koszulka obozowa, jasne jeansy i tenisówki, falujące blond loki spięła w wysoką kitkę.  Dla niego wyglądała jednak najpiękniej na świecie. Z osłupienia wyrwał go głos jej głos.
- Tylko nie zacznij się ślinić – stwierdziła przekornie, puszczając do niego oko. Oboje dobrze pamiętali, jak wyglądało ich pierwsze spotkanie: opiekowała się nim, kiedy był nieprzytomny, twierdząc potem , że okropnie się ślinił. - A tak w ogóle, to zgadzam się.
- Hmm... Nie za bardzo rozumiem, Ann - stwierdził Percy po chwili namysłu, zdezorientowany.
- Chodzi mi o misję, pojadę z Wami – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. Nie wyglądało na to, żeby żałowała swojej decyzji.
Percy nie posiadał się z radości. Może była to przesadzona reakcja, lecz w obliczu niepewności, niebezpieczeństwa i informacji otrzymanych niedawno od ojca był rad, że stawi wszystkiemu czoła z ukochaną kobieta u boku. Wiedział jednak, że nie może okazać przed nią wszystkich emocji. Nadal nie powiedział jej o śnie. Później. Jeszcze będzie na to czas.
- Doskonale - powiedział poważnym głosem, starając się brzmieć bardzo profesjonalnie. - Cieszę się, że będę mieć w zespole tak wybitnego stratega jak pani, panno Chase. Annabeth roześmiała się, szturchając go w ramię. Percy nie wytrzymał i również wybuchnął śmiechem. Położył obie dłonie na jej talii i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna pocałowała go, zanim on zdążył to zrobić. Złączyła ich usta gwałtownie z nich mocną, z minuty na minute pogłębiając pocałunek. Syn Posejdona delikatnie włożył rękę w jej włosy, rozczesując splątane wiatrem kosmyki. Już zaczął się zastanawiać, czy nie mogą odpuścić sobie śniadania i zaszyć się w jakimś cichym zakątku Obozu tylko we dwoje, kiedy z Wielkiego Domu na dziedziniec wyszli Hazel i Frank. Przyjechali z Obozu Jupiter, aby przez następne kilka tygodni trenować wraz z resztą półbogów w przygotowaniu do wyprawy. Oboje byli dziećmi bogów rzymskich - Hazel córką Plutona, Frank synem Marsa - nie przeszkadzało to jednak prawdziwej przyjaźni, która nawiązała się między całą siódemką herosów wybranych przez Przepowiednię. Może i mieli różne korzenie, ale byli w tym razem. Była jeszcze jedna rzecz, która łączyła tych dwoje. Już od pięciu miesięcy byli parą! Czwórka półbogów wyszła sobie naprzeciw.
- Frank! – Percy szczerze się ucieszył na widok przyjaciela. Podszedł i uściskał go mocno. – Jak dobrze cię widzieć, chłopie!
- Hazel, dobrze, że jesteś. Można zwariować z tymi wszystkimi facetami – Annabeth teatralnym gestem rzuciła się Hazel w objęcia. Obie wyszczerzyły do siebie zęby w uśmiechu. W ostatnim czasie Annabeth, Piper i Hazel bardzo się zaprzyjaźniły: pomagały sobie i wspierały się. Gdy Levesque i Zhang odwiedzali Obóz Herosów, urządzały sobie babskie wieczory z plotkami. Gadały wtedy o chłopakach, modzie, nierzadko nawet o potworach i misjach. Ogromnie się ze sobą zżyły. Posiadanie kogoś, z kim dzielimy swoje sekrety i komu nie boimy się zaufać jest kluczowe w świecie herosów. Czasem to jedyne, czego jesteśmy pewni, pomyślał Percy, z dumą myśląc o tych wszystkich, którzy byli dla niego jak rodzina. Wtedy jednak ze zgrozą przypomniał sobie słowa Posejdona. Jedna z tych osób mnie zdradzi. Kto to będzie? I dlaczego? Po plecach spłynęła mu stróżka zimnego potu. Nie teraz, skarcił się w myślach. Skup się na teraźniejszości.
- Haz, czy coś się stało? – jak przez mgłę Percy usłyszał pytanie zadane przez Annabeth. Faktycznie, na twarzy Hazel, oprócz radości ze spotkania, malowały się też zmartwienie i strach.
- Mamy z Frankiem nieciekawe wieści o naszej wyprawie do Kairu. Czy Leo skończył już budować Artemis? - miała na myśli nowy statek, nad którym pracował Valdez, po tym jak Faustus przez przypadek spalił na popiół Argo II. Mieli nim wyruszyć na najnowszą misję.
- Z jego ostatnich raportów wynika, że jeszcze nie. Tłumaczył mi ostatnio, co wciąż musi dokończyć i zainstalować, ale za dużo w tym szczegółów i nawet mnie ciężko było nadążyć; powiedziałam mu, żeby poświęcił na to tyle czasu, ile mu będzie potrzebne. Nie mam zamiaru rozlecieć się w tej łąjbie na środku oceanu, nawet mając wśród załogi Glonomóżdżka - powiedziała, wskazując wymownie w jego stronę. Percy parsknął, rozbawiony tą uwagą. - W każdym razie, statek potrzebuje kilku dodatkowych tygodni. 
- Cholera - zaklęła Hazel pod nosem, a u jej stóp wyskoczyło z ziemi parę nieoszlifowanych diamentów. Tak działo się zawsze, gdy się denerwowała i traciła choć odrobinę panowanie nad swoją niezwykłą mocą. Żywy wykrywacz klejnotów, żartował zawsze Percy. To lepsze niż wygrać w totka.
- Czy coś nie tak w Waszym obozie? - Annabeth pochmurniała. Czas na ckliwe powitania się skończył, a ona, wyczuwając kłopoty, zakładała już maskę stratega. - Zaczynasz mnie przerażać. Opowiedz nam o wszystkim.
- Spokojnie, Annabeth. Zaraz Ci wszystko wytłumaczę.


Rozdział II za nami ;) Nie ma to jak dobry cliffhanger, nie uważacie? Komentujcie i obserwujcie, kolejny rozdział już niedługo!

Miłego czytania,
Wasza Autorka 

poniedziałek, 24 marca 2014

A huge thank you :)


Percabeth (With images) | Percy jackson art, Percy jackson fan art ...

Jak Wam mija początek tygodnia? U mnie średnio - obowiązki szkolne nie są łatwe, to wie każdy. Chciałam napisać do Was i podziękować z całego serca za prawie 300 wyświetleń. Jesteście niesamowici! Bardzo Wam dziękuję, to już i tak więcej niż kiedykolwiek byłam sobie w stanie wyobrazić. Oprócz tego cieszę się, że na bieżąco śledzicie i komentujecie moją historię - nie mogłabym sobie wymarzyć lepszych czytelników. Nowy rozdział jutro, więc szykujcie się, a w międzyczasie łapcie uroczy fanart Percabeth :)

Trzymajcie się ciepło,
Wasza Autorka 

niedziela, 23 marca 2014

Chapter I: The beginning of summer.


    Był słoneczny, bezchmurny dzień - pierwszy taki tego lata w Obozie Herosów. Krystalicznie czyste jezioro na Wzgórzu Herosów odbijało promienie słoneczne, rozszczepiając je na tysiąc kolorów. Percy uwielbiał wodę: zawsze podnosiła go na duchu i napełniała szczęściem. Nic dziwnego, skoro była domeną jego ojca, a dzięki temu także i Percy'ego. Chłopak mimo wszystko cieszył się ze swojego pochodzenia, mimo, że posiadanie boskiego rodzica wiązało się z wieloma trudnościami. Nie mogli codziennie się widywać i z pewnością daleko było im do normalnej relacji ojciec-syn. Nie wspominając już o tym, że Posejdon zniknął z niego życia, gdy Percy miał zaledwie siedem miesięcy. Wszystkie te myśli krążyły herosowi po głowie, gdy siedział na werandzie Wielkiego Domu i rozkoszował się nadchodzącym latem. Śpiewały ptaki; ze strony pól, na których uwijało się kilkoro obozowiczów, czuć było aromatyczną woń truskawek, a z areny dobiegał szczęk broni i odgłosy pojedynków. W oddali Percy dostrzegł dzieci Demeter, pielęgnujące rosnący bujnie na dachu ich domku ogród. Nieopodal, dzieci Ateny rozciągnęły na trawniku przed domkiem numer sześć ogromną mapę. Usadowione po turecku dookoła przyglądały się jej, studiując ją dokładnie i robiąc notatki. Pewnie rozpisują strategię kolejnej bitwy o sztandar. Typowe, stwierdził Percy, a jego myśli, jak gdyby wiedzione wiatrem, bezwiednie spoczęły na pewnej jasnowłosej córce Ateny. Znali się z Annabeth już tak długo, a chłopak wciąż nie mógł się nadziwić jakim jest szczęściarzem. Była przecież taka piękna. Jej falujące blond loki, bystre szare oczy przywodzące na myśl burzę, pełne, czerwone usta, zgrabna sylwetka i długie, szczupłe nogi… Oczywiście, jak przystało na dzieci bogini mądrości, Ann była czymś zdecydowanie więcej niż tylko ładną buzią. Determinacja, upartość w dążeniu do celu, odwaga oraz ponadprzeciętna inteligencja to cechy, które Percy lubił w niej najbardziej. Nie od początku się jednak polubili. Po pierwszym spotkaniu i jeszcze jakiś czas później, Annabeth była sceptycznie nastawiona do nowo przybyłego obozowicza. Jednak po przeżytych wspólnie przygodach, zwyciężonych przeciwnikach i pokonanych przeszkodach, w końcu odnaleźli drogę, którą mogli kroczyć razem. Nauczyli się sobie ufać i przestali się bać wyrażania uczuć, którymi darzyli siebie nawzajem. Percy odtworzył w myślach ich pocałunek w jego urodziny parę lat temu. Czuł się wtedy tak, jak jeszcze nigdy. Niespodziewanie, z zadumy wyrwało go jakieś zamieszanie w pobliżu areny do ćwiczeń. Odwrócił głowę w tamtą stronę i zauważył Jasona i Piper. Chyba się kłócili, ponieważ Jason gestykulował energicznie, a jego towarzyszka, cała rozzłoszczona, co chwilę coś wykrzykiwała. Percy wiedział, że nie powinien podsłuchiwać ich kłótni, mimo wszystko najciszej jak potrafił zbiegł z werandy i zbliżył się do dyskutującej pary. Jeśli pojawiły się jakieś zgrzyty w jego zespole, który lada chwila miał wyruszyć na ważną misję, musiał o tym wiedzieć.
- Jason, ja mam już tego naprawdę powyżej uszu. Nie możesz mnie stale kontrolować i wciąż mówić mi, co mam robić! – wykrzyczała swojemu chłopakowi w twarz Piper.
- Kochanie, proszę Cię, uspokój się. – poprosił Jason – Posłuchaj, ja po prostu nie chcę, żebyś się narażała! Ta wyprawa będzie bardziej niebezpieczna niż wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia.
- Właśnie, wrzuć na luz, Pipes - swoje trzy grosze musiał oczywiście Leo, który stał nieopodal oparty o framugę drzwi do zbrojowni, bawiąc się trzymanym w ręce kluczem francuskim.
- Kiedy w końcu zdacie sobie sprawę, że nie jestem jakimś tam delikatnym kwiatuszkiem i nie trzeba mnie ciągle ochraniać? Na bogów, chcę pojechać z Wami do Grecji i wreszcie się na coś przydać. W końcu Przepowiednia wybrała tez mnie – ofuknęła ich sfrustrowana.
- Straciłem już w życiu zbyt wiele, Piper. Nie mogę stracić i Ciebie – odrzekł cicho Jason łamiącym się głosem. - Za bardzo mi na Tobie zależy.
    Percy’ego bardzo zdziwiło, że Jason publicznie okazuje emocje i to w tak intensywny sposób. Zwykle starał się udawać twardziela i wszelkie rozterki zachowywał dla siebie, żeby poradzić sobie z nimi  w samotności. Życie bardzo go doświadczyło i wypracował sobie mechanizm obronny, który pomagał mu poradzić sobie w trudnych chwilach. Był tak samo opanowany i momentami stanowczy jak jego ojciec, Zeus. Zawsze był starał się być godnym przywódcą, zachować skupiony i opanowany umysł; musiał przecież dawać dobry przykład tym, którzy szli za nim do walki. Z drugiej strony jednak, kiedy już stracił panowanie nad sobą, niewiele było go w stanie powstrzymać. W tym również przypominał swego ojca - gniew Zeusa nie miał sobie równych, czego Percy doświadczył niejednokrotnie na własnej skórze. Grace przechodził więc ze skrajności w skrajność, a wahania te były zbyt nieprzewidywalne, by zawsze na nich polegać. Gdy rok temu wyruszyli na misję do zaprzyjaźnionego Obozu Jupiter i Piper została porwana przez tytana Polybotesa, Jason był w rozsypce. Targał nim bezradny gniew, nie chciał z nikim rozmawiać, a jego półboskie moce znacznie osłabły. Mówiąc szczerze, Percy wcale się mu nie dziwił; córka Afrodyty była przecież miłością życia Jasona, podobnie jak dla niego była nią Annabeth. Na szczęście dzielna Piper, używając swego słynnego sprytu i umiejętności czaromowy, uciekła. I choć cała historia zakończyła się szczęśliwie, od tej pory władający burzą heros panicznie boi się utracenia jej czy chociażby dłuższej rozłąki
Odganiając od siebie wspomnienia wydarzeń zeszłego lata, Percy ponownie spojrzał na Piper i Jasona. Z ulgą spostrzegł, że obejmują się, stojąc pośrodku placu i gorączkowo szepczą wzajemne przeprosiny. To nie jest czas na kłótnie i wątpliwości, pomyślał syn Posejdona. Bardziej niż kiedykolwiek musimy trzymać się razem, bo od tego zależy nasze życie podczas tej wyprawy. Przyglądający się całej sytuacji Valdez mrugnął do niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w zbrojowni. Percy postanowił nie przeszkadzać pogodzonej parze, więc skierował swoje kroki w stronę domku numer trzy.



 Już miał otworzyć drzwi, gdy nagle poczuł na plecach znaczny ciężar. Bicie jego serca przyspieszyło.
- To tylko ja, Glonomóżdżku – uspokoiła go ze śmiechem Annabeth.
Odwrócił się do niej i uściskał z całych sił. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i złożył na ustach pocałunek pełen tęsknoty i radości, że znów ją widzi.
- Strasznie się stęskniłem... ale nie spodziewałem się Ciebie przez następny tydzień. Przyjechałaś z tatą? – spytał Percy. – Jak Wam idzie?
- Tak, jest ze mną. - odparła Annabeth. - No wiesz, stara się – dodała z lekko wymuszonym uśmiechem.
Percy spojrzał na nią smutno. Wiedział, że ojciec Ann wkłada wiele wysiłku w odbudowanie ich relacje po tym, jak dziewczyna mając siedem lat uciekła z domu. Nie czuła się wtedy akceptowana w nowej rodzinie ojca i nawet po tylu latach nada czuła się nieswojo przebywając w towarzystwie macochy i przyrodnich braci. Ann doceniała to, że wszyscy oni starają się traktować ją jak prawdziwego członka rodziny, lecz gdzieś w głębi duszy wiedziała, że jest jedynie przeszkodą na drodze ojca do prawdziwego rodzinnego szczęścia.
- Cieszę się, że to słyszę. No ale opowiadaj, jak minął rok szkolny w San Fran? I nie mam na myśli najnowszych ploteczek dziewczyn z twojego liceum. Tak długo się nie widzieliśmy, że na pewno wydarzyło się coś ciekawego. – zapytał Percy, chcąc przekierować rozmowę na mniej niewygodny temat.
- Och, no wiesz, parę romansów z nauczycielami i nieplanowanych ciąży, nic wielkiego - odpowiedziała mu dziewczyna, usiłując zachować powagę. Percy spojrzał na nią karcąco i dał jej szybkiego kuksańca w bok. 
- Dobrze już, dobrze - Annabeth uniosła ręce w geście poddania. Trzymając się za ręce, ruszyli razem w stronę jeziora. - Było w porządku. W listopadzie zaatakowała mnie lew nemejski, w okolicach świąt jakiś złośliwy chochlik próbował odgryźć mi ucho, a pod koniec maja kilku szkieletowych wojowników prawie zrównało mi dom z ziemią – mówiła dalej, prawie jakby zdawała swojemu chłopakowi sprawozdanie. - Sam wiesz, że będąc półbogiem nigdy nie można się nudzić.
- Hej. Popatrz na to w ten sposób: któż inny ma sobie z tym wszystkim poradzić, jak nie ty? Słuchajcie wszyscy, to moja dziewczyna, potężna córka Ateny!  – wykrzyknął Percy do grupki obozowiczów przechodzących obok, wymachując rękami dla spotęgowania efektu. Rozbawiona Annabeth tylko pokręciła ze zrezygnowaniem głową, patrząc, jak jej chłopak potyka się i prawie ląduje twarzą w błocie, pozostałym jeszcze po ulewie, która rozpętała się parę dni wcześniej.
- No tak, na Ciebie to zdecydowanie nie mogę liczyć - burknęła pod nosem, uśmiechając się rozczulająco.
- Pff. Beze mnie pewnie i tak było koszmarnie nudno. - odparł Percy zadziornie. Szybko zreflektował się i skończył z wygłupami, choć niczego nie żałował. Uwielbiał ją rozśmieszać, chociażby po to, by usłyszeć jej perlisty i sprawić, żeby choć przez chwilę zapomniała o wszystkich zmartwieniach. Gdy się uśmiechała, dla dwudziestoletniego półboga świat stawał się bardziej kolorowy.
- Jesteś głodna? - zapytał. Kiedy dziewczyna pokiwała z ulgą głową, objął ją czule ramieniem. Zawrócili i tym razem ruszyli ku znajdującemu się nieopodal pawilonie jadalnemu. W tym samym momencie zabrzmiał dźwięk konchy, oznaczający zbliżającą się kolację. - Świetnie się składa. Może załapiemy się dzisiaj na jakieś niebieskie naleśniki.
- Co ja z Tobą mam... – westchnęła Ann, ale w środku nie posiadała się z radości. Była w domu, otaczały ją najbliższe osoby i mogła znów poczuć się sobą.
Wiedziona nagłym przypływem uczuć chwyciła Percy’ego za rękę i podążyła za nim za smakowitym zapachem pieczonego mięsa.


    Percy zaprowadził Annabeth do stolika jej matki, przy którym czekało już na nią rodzeństwo. Uśmiechnięci, witali się z nią kolejno ściskając ją i wypytując o życie wśród zwykłych ludzi. Syn Posejdona, po nabraniu na talerz góry niebieskich naleśników - bez których dzień w Obozie był dla niego dniem straconym - i polaniu ich nieprzyzwoitą ilością syropu, usiadł samotnie przy stoliku przynależącego do domku trzeciego. Zajadając ze smakiem zawartość talerza, ukradkiem obserwował Ann, która doskonale bawiła się wśród swoich braci i sióstr. Niestety, nawet widok jego dziewczyny tak szczęśliwej po powrocie do domu nie mógł odwrócić jego uwagi od zbliżającej się misji i zadaniu, które musieli wykonać. Czy wszystkim uda się wrócić cało i zdrowo? Czy wystarczy mi odwagi, by ostatecznie dokończyć dzieła i ocalić świat? Stracił apetyt. Wstał więc z miejsca zabierając ze sobą talerz wraz z pozostałym na nim jedzeniem. Podszedł to stojącego w rogu pawilony trójnogu ofiarnego, w którym wesoło tlił się ogień. Chciał złożyć w ofierze kilka naleśników, a przy okazji poprosić o radę i motywację, aby dzielnie stawić czoła wszystkiemu, co przyniosą najbliższe tygodnie. Może tym razem ojciec mu odpowie. Kiedy wrzucił pierwszy kawałek w ogień, z trójnogu zamiast swędu spalenizny zaczęła się unosić przyjemna woń świeżych owoców. Cześć, Tato. Nie wiem, czy mnie słyszysz i wiem, że masz dużo na głowie. Czeka mnie jednak nie lada wyzwanie. Wyruszam na wyprawę, której koniec może nie być szczęśliwy. Czy mógłbyś mi dać coś, co pomoże nam wygrać? Percy zaczerpnął tchu, cierpliwie czekając, aż coś się wydarzy.
Cisza. Jak zwykle. Percy westchnął przeciągle, pełen goryczy i rezygnacji. Nawet kiedy całymi godzinami przesiadywał pod wieczór nad spokojnymi wodami zatoki Long Island i uporczywie wpatrywał się w falującą toń, Posejdon nie dawał nawet najmniejszej oznaki swojej obecności. Półbogowi wydawało się to niesprawiedliwe. Wydawało mu się, że zdążyli już nawiązać solidną relację w ciągu ostatnich kilku lat, a teraz ojciec milczał. Większość obozowiczów należała do potomstwa bogów, którzy mieli sporo dzieci, a nawet im od czasu do czasu udawało się zajrzeć do każdego z nich lub uznać nowe. Percy ze smutną miną oddalił się od trójnogu. Z rękami w kieszeniach czekał na Ann na kamiennych schodkach pawilonu, prowadzących na polanę i w stronę zatoki. Starał się oczyścić myśli z nieprzyjemnych rozważań, by móc cieszyć się beztroskimi chwilami w towarzystwie dziewczyny, którą pokochał. Niedługo później dołączyła do niego, podchodząc od tyłu i splatając swoje palce z jego.
- Idziemy na plażę zobaczyć zachód słońca? Mam Ci jeszcze dużo do opowiedzenia i wciąż nie wiem, jak ty radziłeś sobie beze mnie w Nowym Jorku przez tyle miesięcy – rzuciła Annabeth, mrugając porozumiewawczo.
- Jasne – odpowiedział ochoczo Percy. - Tylko nie oczekuj, że się rozkleję!
I niczym w najromantyczniejszym z filmów, odeszli w stronę wybrzeża na tle ognistych promieni zachodzącego słońca, mogąc jedynie zgadywać, co czeka ich w przyszłości.


Zaczynamy! Przychodzę do Was z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się podobał. Dopiero się rozkręcam, więc póki co jest odrobinę cukierkowo. Przypominam o obserwowania bloga na bieżąco i komentowaniu. Dajcie znać, co myślicie :)

Do napisania,
Wasza Autorka 

czwartek, 20 marca 2014

The Prologue


    Percy Jackson był zwyczajnym nowojorskim szesnastolatkiem, mieszkającym z mamą Sally i jej chłopakiem Gabe'm na Upper East Side. Większość jego życia toczyła się normalnym trybem, przynajmniej do czasu, gdy na lekcji wf-u nauczyciel pod postacią jakiegoś okropnego szkaradztwa próbował go zabić, a w trakcie wycieczki do muzeum Erynia, udająca wcześniej pracującą w zastępstwie nauczycielkę matematyki prawie oderwała mu głowę. A mówią, że liceum to piekło. Jakby tego było mało, okazało się, że jego przyjaciel Grover jest satyrem-opiekunem, którego zadaniem było obronienie go przed wszelkimi atakami (co ledwo mu się udało) i doprowadzenie go bezpiecznie do Obozu Herosów położonego nad zatoką Long Island. Jest to bezpieczna przystań dla półbogów, owoców romansu greckich bogów ze śmiertelnikami. To tutaj szkoli się ich do walki z potworami. Centaur Chejron, koordynator zajęć i mentor, uczy podopiecznych jak przetrwać w świecie śmiertelników i nie dać się zabić potworom czychającym na każdym kroku. Obozowicze mieszkają w niewielkich domkach, a każdy udekorowany jest odpowiednio dla ich mocy oraz boskiego rodzica. Kiedyś było ich dwanaście, po jednym dla każdego z Dwunastki Olimpijskiej, jednak z czasem, w miarę pojawiania się potomstwa pomniejszych bogów i bogiń, zaczęto budować nowe. Niestety, na chwilę obecną przez próg Obozu nie przeszedł jeszcze nikt, kto byłby dzieckiem Posejdona, podobnie jak Percy, więc w swoim morskim domku chłopak mieszka sam. Na magicznie ukrytym przed oczami śmiertelników terenie znajdują się także arena do ćwiczeń, teatr, boisko do siatkówki oraz pawilon jadalny. W centrum obozowiska znajduje się Wielki Dom, kwatera główna dla wszystkich nauczycieli oraz herosów wyruszających na misje. Mieszka tam też Pan D., dyrektor Obozu (oczywiście Dionizos nie podjął tej roli z własnej woli, wykonuje ją tylko z powodu kary nałożonej przez Zeusa. Przeklęty ojciec.) Na szczycie Wzgórza Herosów rośnie sosna, zwana sosną Thalii Grace, potomkini boga piorunów i króla Olimpu. Oddała ona życie w obronie innych, a jej poświęcenie zostało nagrodzone zamianą w to właśnie drzewo przej ojca, co uratowało jej życie... ale to już inna historia. Zresztą, Thalia dawno wydostała się z drzewa i od tego czasu jeszcze parę razy naraziła życie ratując świat.

środa, 19 marca 2014

Witajcie


Hello everyone! Chciałabym serdecznie powitać wszystkich na moim blogu. Został on zainspirowany serią książek (oraz jej licznymi spin-offami) autorstwa Ricka Riordana. Ja nazywam się Agnieszka, mam 20 lat i studiuję filologię. Pomimo wieku nadal niezmiennie fascynuje mnie świat Percy'ego. Kiedy tylko sięgnęłam z części, magiczny świat Greckich bogów, potworów i herosów wciągnął mnie bez reszty. Jest to więc fanfiction, w które wkładam całe swoje serce, a także sposób na stworzenie społeczności, która będzie bezpiecznym miejscem dla wszystkich megafanów Percy'ego i jego przygód. Na początek streszczę wam pokrótce, czego będą dotyczyły wpisy i moje wypociny. Zamierzam opowiedzieć miłości dwóch półbogów z Nowego Yorku - Annabeth Chase oraz Percy'ego Jacksona oraz ich dalsze losy po wydarzeniach opisanych w książkach wujka Ricka. Chcę też wprowadzić nowe postaci, powstałe w mojej (czasem zbyt wybujałej) wyobraźni. Mam nadzieję, że na stronach tego bloga bohaterowie przeżyją zupełnie nowe, niesamowite i magiczne przygody, które będą dla Was źródłem rozrywki. Z historią miłosną dwóch głównych półbogów będą oczywiście przeplatać się losy innych bohaterów, takich jak ulubieńcy czytelników Nico di Angelo czy Leo Valdez, a nierzadko sięgać będę także po inne serie wydane przez autora postaci, które znamy i tak kochamy - rodzeństwo Kane'ów, Apolla i Meg czy tez Magnusa Chase. Blog powstał spontanicznie, ponieważ czytając te niezwykłe książki zaczęłam uświadamiać sobie, że możemy dokonać wielkich rzeczy, jeśli tylko odważymy się spróbować. Czy się nam uda czy nie, odkryjemy w sobie herosa zdolnego do pokonania wszelkich przeszkód. Zadałam sobie pytanie: "dlaczego nie?". A więc jestem. I mam nadzieję, że moja historia się Wam spodoba; że będziecie ją śledzić, komentować i kibicować jej bohaterom.

Posty będą dodawane co tydzień, a może i częściej, jeśli dopisze wena :)

Jeszcze raz witam Was na samym początku naszej wspólnej przygody,
Wasza Autorka ♥️