niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział XII: Randka.

Ananbeth szła w stronę zatoki sprężystym krokiem. Na jej twarzy gościł uśmiech, a w głowie kłębiło się tysiące myśli. Cały czas zastanawiała się, co Glonomóżdżek dla niej zaplanował... Może romantyczny piknik lub spacer? Gdy dotarła na miejsce, ze zdziwieniem stwierdziła, że plaża jest zupełnie pusta. Rozczarowana i zasmucona obróciła się na pięcie i już chciała wrócić do domku Ateny i wypłakać w poduszkę, aż nagle zauważyła niedaleko płatek białej róży - swojego ulubionego kwiatu. Chwilę później poczuła delikatną woń wody kolońskiej jej chłopaka; zapach podziałał na nią wabiąco. Od razu ruszyła za aromatem, po drodze podnosząc z ziemi płatki róży. Okazało się bowiem, że ktoś (chociaż Annabeth była pewna, iż był to Glonomóżdżek) ułożył z nich dróżkę prowadzącą na niewielką polanę.
Na trawie ustawione były świece, tworząc serce; dwa wazony wypełniono białymi różami. Pośrodku został rozłożony wielki, błękitny koc, a na nim najróżniejsze przysmaki - od zwykłych kanapek po szary, lukrowany tort w kształcie sowy. Córka Ateny poczuła, że oczy zaczynają ją piec. Dopiero teraz zauważyła, że na kocu siedzi Percy, spoglądając na nią ukradkiem. Podbiegła i rzuciła mu się w ramiona.
- Dziękuję, Glonomóżdżku - szepnęła.
- Podoba ci się?
- Och, to takie oklepane... - westchnęła przeciągle, lecz po chwili, widząc przerażoną minę syna Posejdona, dodała rozbawiona - Oczywiście, że mi się podoba, głuptasie! Jest cudownie.
Nachyliła się do niego i zajrzała mu głęboko w oczy. Uwielbiała te tęczówki w kolorze oceanu - to właśnie w nich się zakochała.
Ich twarze były coraz bliżej; dzieliły je milimetry. W końcu Percy pokonał dzielącą ich odległość i pocałował Annabeth. Pocałunek był z początku delikatny i nieśmiały. Chłopak czule muskał wargami usta Ann, a ta z lubością oddawała pieszczoty. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Kiedy zabrakło im tchu, z niechęcią odsunęli się od siebie.
- Kocham Cię, Mądralińska - wyszeptał jej do ucha chlopak.
- Ja ciebie też, Glonomóżdżku - odparła Ann, myśląc przy tym, że strasznie to ckliwe. Na szczęście, krępującą ciszę przerwał Percy:
- To co, czy moja księżniczka ma ochotę na kawałek sowy? - spytał chłopak.
Ujął jej dłoń i ucałował wierzch. Ann zarumieniła się i odwróciła wzrok, udając, że z uwagą przygląda się włożonemu do lodu szampanowi.
Nie czekając na odpowiedz, Percy podał jej kieliszek z alkoholem i kawałek tortu na talerzyku. Wzniósł toast za ich miłość, co córka Ateny uznała za bardzo romantyczne; wtedy nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Po wypiciu szampana, skonsumowaniu ciasta, kilku kanapek i truskawek w czekoladzie, Glonomóżdżek podniósł się chwiejnie z koca.
"Kieliszek szampana, a on już upity." - pomyślała Ann, chichocząć pod nosem. Tymczasem jej chłopak zapalił dogasające powoli świece i klasnął w dłonie. Zza drzew wyszedł Andrew, syn Apolla i zaczął grać na skrzypcach. Huknęło, a na polanę zleciało się tysiące malutkich świetlików. Ku ogromnemu zdumieniu dziewczyny Percy uklęknął na jedno kolano. Córka Ateny natychmiast zerwała się na równe nogi. Zapadał zmrok, na niebie zaczęły pojawiać się migoczące gwiazdy. Z melancholii wyrwał ją drżący głos ukochanego.
- Ann, kochanie?
Na trzesących się nogach podreptała do klęczącego Percy'ego.
- Dobrze wiesz, że bardzo Cię kocham - zaczął - i nie mógłbym bez ciebie żyć. Gdyby coś ci się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Jesteś miłością mojego życia! Wiem, że dopiero niedawno zostałaś moją dziewczyną i wiele się ostatnio wydarzyło, ale... chciałbym Cię zapytać o coś bardzo ważnego. Annabeth Chase, córko Ateny - czy zechciałabyś uczynić mnie najszczęśliwszym herosem na ziemi i zostać moją żoną?
Ann stała, nie mogąc się poruszyć. Odebrało jej mowę; nie mogła dłużej powstrzymać uczuć, więc z jej oczu popłynęły łzy. Wreszcie odzyskała władzę nad ciałem i energicznie pokręciła przecząco głową. Spojrzała w oczy Glonomóżdżka i zobaczyła w nich rozpacz. Kiedy zrozumiała, co właśnie zrobiła, wykrzyknęła, dławiąc się łzami:
- Tak, tak i jeszcze raz tak!
Percy, słysząc to, porwał Annabeth w ramiona i obrócił w powietrzu. Był w tej chwili tak szczęśliwy, że nawet nie potrafił tego opisać. Postawił narzeczoną na ziemi i szaleńczo pocałował. Wyjął piękny pierścionek z brylantem z aksamitnego pudełeczka i włożył ukochanej na palec. Córka Ateny zdążyła jeszcze zarejestrować nową konstelację, która pojawiła się na ciwmnym już sklepieniu. Przedstawiała ją i Percy'ego, całujących się.
Po czym zemdlała z nadmiaru emocji.
^*^
Hejoo ;3 Tak, wiem - już nie żyję. Za krótkie, przesłodzone. Ale zrozumcie mnie, ja też nie jestem tym zadowolona :/ Po prostu to jest pierwszy raz, kiedy KOMPLETNIE nie mam weny! :c No cóż, komentujcie; przyjmę krytykę na klatę ;* Next w czwartek wieczorem ;)
Miłego czytania,
Agnes <3
P. S: Jeśli mają pojawiać się komcie typu: "Tyle czekałam na taki krótki rozdział?!" to proponuję w ogóle nie komentować i zachować uwagi dla siebie. Naprawdę, przyjmuję krytykę i nie przeszkadza mi ona, ale szkoda klawiatury xd

piątek, 25 kwietnia 2014

Informacyjnie. Znowu.

Aloha! Jest parę rzeczy, które muszę Wam przekazać, przejdźmy więc do sedna. 

Po pierwsze: proszę Was o cierpliwość i nie zabicie mnie za kolejną notkę informacyjną zamiast rozdziału. Tak, niestety zamiast... Planuję dla Was wielkie rzeczy lecz, niestety, mając parę spraw na głowie, nie mam ich po prostu jak dokończyć. Tak więc błagam o wybaczenie, a rozdział pojawi się w weekend - obiecuję ;)

Po drugie: buszując ostatnio po Internecie wynalazłam dla Was konta Alexandry Daddario i Logana Lermana na Asku (to oni grają Annabeth i Percy'ego w adaptacjach książek - informacja dla niewtajemniczonych):


Ktoś z Was już zaglądał? Jeśli nie, to zerknijcie i dajcie znać :) Warto na pewno przejrzeć odpowiedzi Logana, z niektórych można się nieźle pośmiać!

Po trzecie: chciałabym Wam polecić pewien blog: (kama-photography-179.blogspot.com). Nie do końca utrzymuje się w temacie przygód Percy'ego, myślę jednak, że każdy z nas potrafi docenić dobrze zrobione zdjęcia. Jego właścicielka dopiero zaczyna, ale wydaje się mieć ciekawy i oryginalny pomysł na wyrażenie siebie poprzez fotografię.

Jeszcze jedno, nie odchodźcie! Chciałabym tylko powiedzieć (a raczej napisać), abyście było tego świadomi - moja coraz częstsz nieobecność naprawdę nie oznacza brak chęci. Staram się pisać i zamieszczać notki regularnie, wymyślać dla Was angażujące i ciekawe wpisy. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się cieszę gdy widzę, komentarze pod postem, w których piszecie, co myślicie o każdym z wpisów i niezmiennie mnie dopingujecie.

Dziękuję więc, jesteście! 
Wasza Autorka ♥

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział XI: Przemyślenia, kłótnia i zaproszenie.

Victoria z impetem otworzyła drzwi domku numer dwa, należącego do Hery. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. Jak to możliwe, że była dzieckiem bogini wierności małżeńskiej, która w dodatku tak często rugała Zeusa za zdrady?! "Nie, to na pewno jakiś głupi kawał" - pomyślała Vic. Niestety - tak wyglądała rzeczywistość. 
Córka Hery rzuciła gdzieś w kąt czarną, sportową torbę i niechętnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to przestronny, jasny pokój. Naprzeciwko dziewczyny stało wielkie, małżeńskie łoże (no proszę), okryte satynową pościelą w pawie pióra. Obok stał fotel obity krowią skórą; Vicki nawet nie miała zamiaru się zastanawiać, czy jest prawdziwa. Pośrodku domku umieszczony został dębowy stół z czterema krzesłami, a na blacie ktoś położył półmisek pełen owoców granatu. Z drugiej strony widziały drzwi prowadzące zapewne do łazienki, lecz nastolatka nie miała póki co ochoty na ogladanie reszty domku.  "Strasznie tu pusto" - pomyślała; w sumie, co się dziwić? W końcu nie miała rodzeństwa. Była w podobnej sytuacji, jak ten chłopak, który wyciągnął ją z Podziemia. Zaraz, jak mu tam było?... "Percy" - przypomniała sobie - "syn Posejdona." Właściwie to nie wiedziała, czy jest mu wdzięczna czy wręcz przeciwnie. 
Podeszła do stołu i zwinnym ruchem wzięła do ręki granat. Uwielbiała te owoce, ale nigdy nie przypuszczała, że powodem tego było jej pochodzenie. Podgryzając przysmak, z ciężkim westchnieniem opadła na łóżko. Zanurzyla się w miękkiej pościeli i postanowiła kontynuować swoje przemyślenia. I wtedy znów przyszła jej do głowy myśl, która dręczyła ją, odkąd dowiedziała się o swojej matce. "Dlaczego Hades całe życie trzymał mnie w tym swoim królestwie i wmawiał, że jestem córką Nike?" to pytanie nie dawało dziewczynie spokoju. Przecież przez to nie poznała nawet swego śmiertelnego ojca! Rozdrażniona, wyrzuciła resztki niedojedzonego owocu przez otwarte okno i wyszła na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi. Szła przed siebie w nieokreślonym kierunku, lecz po chwili przypomniała sobie śliczną polanę, którą odkryła jeszcze przed kolacją. Od razu skierowała kroki w tamtą stronę, z zamiarem spędzenia samotnego popołudnia. Przedzierała się jakiś czas przez leśną gestwinę, aż w końcu stanęła na małej polanie, zalanej promieniami słońca. Ku zdziwieniu Victorii, pod jednym z rozłożystych buków siedział chłopak. Przyjrzała mu się uważniej. Choć Helios świecił wysoko na niebie, chłopak ubrany był cały na czarno: skórzana kurtka, obcisłe rurki i tego samego koloru T-shirt z logo zespołu Nirvana. Roztaczał wokół siebie ponurą aurę, co raczej nie zachęcało Vic do dotrzymania mu towarzystwa. Było to jednak jedyne zacienione miejsce, musiała więc usiąść obok nieznajomego.
Trwali tak przez chwilę w milczeniu, po czym Victoria odezwała się, przerywając krępującą ciszę:
- Hej.
- Cześć - odparł zaskakująco przyjemnym tonem towarzysz i wyciągnął do niej rękę - Jestem Nico di Angelo, syn Hadesa.
- A ja Victoria Blow, po prostu Vic - odrzekła, rumieniąc się i odwzajemniła uścisk. Po chwili namysłu dodała też - córka Hery.
Nico spojrzał na nią zdumiony, a Vicki spuściła głowę. O dziwo, chłopak nie zadawał żadnych pytań. Nagle poczuła, że syn Hadesa delikatnie kładzie na jej dłoni swoją. Podniosła wzrok i utonęła w jego czarnych oczach. Wpatrywali się tak w siebie; ich twarze były coraz bliżej. Córka Hery czuła już gorący oddech chłopaka na policzku. Niespodziewanie, cień, w którym siedział Nico zafalował, a ten odsunął się od niej z wyrazem smutku na twarzy.
- Muszę lecieć, ojciec wzywa - rzucił z niechęcią. Wstał z trawy i ucałował wierzch dłoni Victorii - Wszystko się ułoży, zobaczysz - dodał szeptem.
A potem poprostu wszedł w cień i zniknął. Dziewczyna siedziała jeszcze przez chwilę, oszołomiona. Zwykle była nieśmiała wobec chłopaków, ale ten był inny. Oczarował ją, przyciągnął tajemniczością. Bezszelestnie oparła się o pień drzewa z uśmiechem na twarzy. "Chyba się zakochałam" - stwierdziła w myślach. Niestety, niedługo potem jak bumerang powróciły do niej myśli o matce i beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła.
- Jestem odmieńcem - powiedziała na głos sama do siebie - Nie powinnam w ogóle się urodzić.
Powoli zamknęła oczy i zapadła w sen. Przyśnił jej się Nico di Angelo.
***
Zeus siedział w opustoszałej sali tronowej. Dosłownie chwilę temu otrzymał iryfon od Chejrona z wiadomością, że do Obozu Herosów trafiła córka jego żony. Było to dla niego w tym stopniu niewyobrażalne, że od razu wezwał do siebie Herę. W tym właśnie momencie usłyszał ciche pukanie do wielkich wrót sali. Gdy zabrzmiało głuche "proszę", do środka weszła bogini.
- Wzywałes mnie, Zeusie?
- Owszem - odrzekł Gromowładny, po czym podniósł się z tronu i podszedł do żony - Możesz mi wyjaśnić całą tę sytuację?
Hera spojrzała na niego zdezorientowana.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
- Ach tak? Chodzi mi o to, że masz córkę, o której nic nie wiem! - wykrzyknął Zeus.
- Skąd wiesz o Victorii? - Hera wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
- Chejron mnie poinformował. Powiedział mi też, że dziewczyna całe życie spędziła u mego brata, Hadesa. Pytam więc ponownie: jak możesz mi to wyjaśnić?
- Ukryłam ją u twojego zaraz po urodzeniu - zaczęła bogini - ponieważ obawiałam się, twojego gniewu. Nie spodziewałam się, że w Krainie Cieni ktokolwiek będzie jej szukał.
Bardziej już opanowany Zeus, słysząc jej słowa przejechał sobie ręką po twarzy.
- Dobrze, Hero. Wybaczę ci tę zdradę, ze względu na twoją wyrozumiałość w moim przypadku. Zrobię to jednak pod jednym warunkiem: nic podobnego nie ma prawa się więcej zdarzyć. Jesteś boginią wierności w małżeństwie, takie zachowanie kłóci się z twoją naturą.
Bogini posłusznie skinęła głową i już miała odejść, gdy Władca Olimpu zapytał jeszcze:
- Kto jest jej ojcem?
Hera odwróciła się w jego stronę z przerażeniem na twarzy.
- Ares.
W oddali trzasnął piorun, a w oczach króla bogów zapłonął złoty ogień.
***
Annabeth stała przed drzwiami domku Ateny, gdy usłyszała grzmot. Spojrzała w niebo i ujrzała świetlistą blyskawicę przecinającą niebo. "Pewnie Zeus dowiedział się już o tej nowej." - pomyślała. Przekroczyła próg i od razu w oczy rzuciła jej się mała karteczka, leżąca na łóżku. Ann ruciła torbę na krzesło, podeszła do posłania i chwyciła papier. Na nim, ślicznym, pochyłym pismem Glonomóżdżka, wykaligrafowane było:
Kochana Annabeth,
Czekam na ciebie za godzinę na plaży nad zatoką.
Liczę, że spędzimy miły wieczór.
Twój Percy ♥
Do oczu córki Ateny napłynęły łzy szczęścia. Nareszcie, po wielu dniach rozłąki, spędzą wieczór tylko we dwoje. Z zaszklonymi źrenicami i radosnym uśmiechem na twarzy doskoczyła do szafy i wyjęła z niej dawno zapomnianą suknię wieczorową z błękitnego jedwabiu. "Ulubiony kolor Glonomóżdżka." - pomyślała, po czym pognała do łazienki.
×××
Yolo :P A oto i obiecany rozdział. Ostatnio wiele się dzieje... potem będzie trochę nudniej xd 
Ach, Vic + Nico = ♥ W komentarzach piszcie, jakie macie propozycje na nazwanie tego paringu :)
Zachęcam do głosowania w ankietach. Komentujcie, to bardzo motywuje ;*
Miłego czytania, Aga.

Quick question


Hejka :) Rozdział będzie wieczorem, więc nie martwcie się i czekajcie cierpliwie. Zgodnie z Waszymi sugestiami, wymyśliłam wątek o randce Percabeth. Enjoy!

Mam do Was jeszcze pytanie, z czystej ciekawości.
Czy już wiecie, kto jest waszym boski rodzicem?
Jak jeszcze nie, to tu wrzucam Wam link do strony, na której możecie się tego dowiedzieć:


Koniecznie napiszcie w komentarzach, w którym domku zamieszkalibyście w Obozie!

Ściskam Was,
Dumna córa Posejdona ♥

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział X, podziękowania, życzenia i informacje :)

Witam ^^ Dziś wyjątkowo notka nad rozdziałem. W tym poście zawarłam podziękowania, informacje, życzenia i rozdział. Uff... :D
Po pierwsze: Strasznie Was kocham, wszystkich! Jesteście najlepszymi czytelnikami pod Heliosem <3333 Gdy zakładałam ten blog nie spodziewałam się, że ktoś w ogóle będzie czytał te moje wypociny, a tu proszę. Dziękuję Wam, to dla mnie wiele znaczy ^*^ Ten blog istnieje już równy miesiąc i jest na nim:
- prawie 2100 wyświetleń,
- 214 komentarzy,
- 17 postów,
- 4 obserwatorów!
Tak więc chciałabym Wam z całego serca podziękować! Jesteście wspaniali ;* ;*
Po drugie: życzenia!
Życzę Wam ciepłych, rodzinnych, niezapomnianych Świąt Wielkanocnych w miłej atmosferze :)
Dużo prezentów, smacznego jajka i potraw, kolorowych pisanek, wesołego Alleluja!
A teraz rozdział (krótki, ale nie miałam zbytnio czasu - za to jest więcej akcji ) ^-^ Następny we wtorek :D Są święta, więc jako prezent oszczędźcie mi życie ;)
○○○
Lecieli w ciemność, Percy bezwiednie chwycił Victorię za rękę. Czuł rosnące ciśnienie, napór powietrza. To mogło oznaczać tylko jedno - byli coraz bliżej powierzchni. Radość tak rozpierała syna Posejdona, że aż zabrakło mu powietrza w płucach. "Zobaczę Annabeth, nareszcie!" - krzyczał w myślach. Podróż dłużyła mu się niemiłosiernie. W końcu przebili skorupę ziemską i wyskoczyli w powietrze z zawrotną prędkością. 
Percy upadł twarzą w glebę. Podparł się chwiejnie na łokciach i rozejrzał dookoła. Z zadowoleniem odnotował, że stoi, a właściwie leży przed znajomym wzgórzem. Słyszał ryk smoka Peleusa, który pilnował Złotego Runa. Na jego twarzy zajaśniał uśmiech. Nagle za sobą usłyszał cichy jęk. Natychmiast zerwał się na równe nogi i pomógł półprzytomnej córce Nike wstać. Chwiejnym krokiem ruszyli w stronę wysokiej sosny, wybijającej się ponad inne. Obok niej leżał zwinięty w kłębek Strażnik i chrapał. Percy spojrzał z czułością na zwierzę, po czym przeniósł wzrok na widok rozciągający się poniżej wzgórza. Spoglądał na Obóz Herosów.
- Jesteśmy w domu, Vic - szepnął.
Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona.
- Gdzie jesteśmy?
- Na Long Island, w Obozie Herosów. Szkolimy tu półbogów do walki z potworami i...
- nie dokończył, napotykając jej pytający wzrok - A zresztą. Chejron wszystko ci wytłumaczy.
Wziął ją pod ramię i ruszył ku dolinie. Oczami wyobraźni próbował zobaczyć reakcję Ann. "Czy rzuci mi się na ramiona i pocałuje, czy może nie będzie chciała mnie znać? A może ma nowego chłopaka?" tej ostatniej możliwości najbardziej się obawiał. Szedł tak, pogrążony w rozmyślaniach, gdy nagle usłyszał donośny dźwięk konchy.
- Zauważyli nas, musimy podejść bliżej! - rzucił w stronę Victorii, po czym puścił się biegem, wlokąc za sobą przerażoną córkę bogini zwycięstwa.
Już po przekroczeniu magicznej bariery chroniącej obozowisko, usłyszał wrzaski. Ludzie wiwatowali, krzyczeki z radości. Percy nie do końca rozumiał, dlaczego tak się cieszą na jego widok, ale ze łzami w oczach wkroczył w rozentuzjazmowany tłum. Zaczęły się powitania, uściski, płacz. Syn Posejdona cały czas usilnie próbował odszukać wzrokiem Annabeth, lecz bez skutku. Z westchnieniem powrócił do wymieniania uprzejmości z Willem Solace, synem Apolla.
***
Córka Ateny siedziała w domku swojej matki i przeszukiwała laptop, który podarował jej Dedal, podczas wizyty w Labiryncie. W pewnej chwili do szóstki wpadła zdyszana Clarisse.
- Annabeth! Wszędzie cię szukałam!
Opadła na krzesło, wyczerpana. Zdumiona Ann zatrzasnęła urządzenie i podała przyjaciółce szklankę wody. Córka boga wojny opróżniła zawartość naczynia duszkiem. Po chwili, gdy już udało jej się złapać oddech, wycharczała:
- Percy wrócił.
Serce Annabeth wykonało serię radosnych skoków. Ze łzami wzruszenia cisnącymi się do oczu, wybiegła z domku z prędkością światła, nie zważając na żałosne protesty Clarisse. Rozejrzała się i ujrzała wielkie zbiorowisko u wejścia do Obozu. Popędziła w tę stronę, oddychając zebranych wokoło obozowiczów na boki. Podbiegła do jej chłopaka stojącego wśród tłumu i rzuciła mu się w ramiona. Puściła wodze emocji i wybuchła płaczem.
- Wróciłeś, Glonomóżdżku. Tak bardzo tęskniłam.
I złożyła na jego ustach namiętny i pełen nostalgii pocałunek. Percy odwzajemnił pieszczotę, a gdy już oderwali się od siebie, przytulił dziewczynę
- Ja też, Annabeth. Kocham Cię.
Córka Ateny rzuciła mu czułe spojrzenie, po czym ruchem ręki otarła policzek z małych, słonych kropelek. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła stojącą na uboczu Victorię.
- Percy? - spytała drżącym głosem - Kto to jest?
Zanim lekko zmieszany chłopak zdołał udzielić odpowiedzi, odezwała się córka Nike.
- Jestem Victoria Blow, córka Nike. To znaczy... tak przynajmniej powiedział mi Pan Hades. Odkąd się urodziłam, byłam w podziemiu. Jestem tu nowa.
Annabeth zachowała poważną minę, ale w duchu odetchnęła z ulgą. Chwyciła Percy'ego za rękę i poprowadziła do pawilonu jadalnego.
Szli, opowiadając sobie o tym, co działo się podczas ich rozłąki. Syn Posejdona opowiadał o jakże uroczym pobycie w królestwie wuja, a Annabeth o obozowym życiu. Po drodze spotkali jeszcze wiele osób, które witamy się z chłopakiem, ale nie zatrzymywali się na dłużej. W końcu doszli do celu. W pawilonie zgromadzili się już wszyscy herosi, włącznie z Chejronem i Panem D. Percy odprowadził Ann do stolika Ateny, a sam usiadł w samotności przy stolika ojca. Zerknął na przerażoną Vic, stojącą obok Chejrona na środku i uśmiechnął się do niej pocieszająco.
- Witam Was, drodzy obozowicze - zaczął Chejron - Jak pewnie wszyscy wiecie, powrócił do nas z Podziemia Percy Jackson, niedawno uważany za zmarłego.
Rozległy się głośne oklaski, a ja wstałem i pomachałem wszystkim ręką na przywitanie.
- No dobrze, na witanie znajdziemy czas później. A teraz chciałbym Wam serdecznie przedstawić nową obozowiczkę - tu praktycznie wypchnął skamieniałą ze strachu dziewczynę tak, aby było ją widać - Na imię ma Victoria i jest córką...
Nagle, przez pawilon przetoczył się krzyk. Wszyscy spojrzeli na nową. Percy, początkowo nei rozumiejąc, co się dzieje, teraz sam wydał z siebie zduszony okrzyk. Ponad głową Victorii wirowała, blednąca już, krowa. Syn Posejdona wymienił ze swoją dziewczyną przerażone spojrzenie.
- Hera? - powiedział ktoś z obozowiczów - Ale... to niemożliwe!
+++
Na koniec jeszcze podziękowania dla komentujących ♥
× Julie Jackson,
× Aria Pl,
× Paula córka Posejdona,
× Weronika Purchala,
× Córka Zeusa,
× Kochany Anonimek,
× A,
× Milka,
 × Wszystkie inne anonimy.
Jeżeli kogoś nie wymieniłam, pisać :)
DZIĘKUJĘ (PO RAZ SETNY), ŻE JESTEŚCIE ZE MNĄ, WSPIERACIE MNIE I MOTYWUJECIE!! ;*

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział IX: Powrót.

Pan Podziemi uniósł leniwie rękę i przemówił:
- A więc, Perseuszu, może na początek opowiedz nam coś o sobie.
Percy posłał mu zdumione spojrzenie. Po chwili jednak przypomniał sobie o cierpiącej Annabeth i postanowił robić wszystko to, co nakaże mu Hades.
- Ekhem... no więc. Nazywam się Percy Jackson, mam osiemnaście lat. Jestem herosem, synem Boga Mórz Posejdona i twoim bratankiem.
Skończył mówić i zerknął niepewnie na wuja. Ten tylko kiwał głową i uśmiechał się pod nosem. Po chwili milczenia wstał i podszedł bliżej.
- A gdzie chciałbyś się dostać po śmierci, mój drogi chłopcze? - spytał zjadliwym tonem.
- Wuj... to znaczy Panie Hadesie - zaczął syn Posejdona - Chciałbym prosić Cię o to, abyś pozwolił mi powrócić na powierzchnię. Naprawdę bardzo pragnę spędzić z tobą kilka miłych chwil w tym uroczym Podziemiu, niestety aktualna sytuacja w Obozie nie pozwala mi porzucić moich ziemskich przyjaciół. A poza tym, słyszałem, że obcięli fundusze Łąkom Asfodelowym.
Wpatrywał się w Hadesa, oczekując jego reakcji. Percy zauważył, że na początku jego wypowiedzi na twarzy Boga Umarłych widać było gniew i oburzenie, lecz po ostatnim zdaniu roześmiał się ponuro.
- Tak, to fakt. Ale wracając do tematu... niby dlaczego miałbym wypuścić cię z mojego królestwa, hm?
Syn Boga Mórz odetchnął głęboko. Wiedział, że Hades się z nim droczy, ponieważ chce doprowadzić go do wybuchu i kłótni. Nienawidził tego, ale w obecnej sytuacji nie mógł sobie na to pozwolić. Odezwał się więc ze stoickim spokojem:
- Przecież zdajesz sobie sprawę, wuju, jaka jest sytuacja w Obozie Herosów. Szykuje się wojna między Uranosem i Reą, a wszyscy dobrze wiemy, ze będzie ucierpią w niej także obozowicze. Niedawno mieliśmy "przyjemność" gościć w naszych skromnych progach kilka potworów, nasłanych na Obóz przez Reę, nie zdążyliśmy jeszcze nawet oszacować strat. W tej bitwie każda para rąk sie przyda. No i Annabeth...
- Ha, wiedziałem! Annabeth, co? Chcesz wrócić do swojej dziewczyny? Przykro mi, ale nie mam w zwyczaju wypuszczania zmarłych z Podziemia tylko dlatego, że stęsknili się za swoimi panienkami - zagrzmiał Hades z pogardliwym uśmieszkiem.
Percy zacisnął kurczowo ręce na poręczach ławki. Z całych sił starał się nie pokazywać swojej złości, emocji. Nie chciał spaprać jedynej szansy na powrót do Ann. No, i oczywiście do Obozu.
- Rozumiem - odrzekł.
Spuścił głowę i ruszył z sporotem w kierunku ławy. Niespodziewanie poczuł wszechogarniająca wściekłość, tak silną, że nie potrafił jej opanować. Krew w nim zawrzała. W ciągu jednej sekundy wymyślił sto różnych sposobów bolesnej śmierci Hadesa, gdyby ten nie był bogiem. Obraz wokoło się zamglił i stanął, jakby ktoś zatrzymał czas. Przed Percy'm pojawił się umięśniony, opalony motocyklista. Ubrany był w czarne, obcisłe spodnie, skórzaną kurtkę i glany. Oczy ukryte miał za okularami przeciwsłonecznymi, ale chłopak doskonale wiedział, co się za nimi kryje.  I teraz wiedział też, skąd wzięło się w nim tyle złości."Ares" -pomyślał, po czym uklęknął.
- Witaj, Panie - rzekł grzecznie, choć w tej chwili czuł do Boga Wojny czuł jedynie głęboką nienawiść.
- Daruj sobie uprzejmości - rzucił bóg, ściągając okulary. Za szkłami, w miejscu oczu, znajdowały się dwie ogniste kule - wiem, że mnie nienawidzisz.
"Ten jeden, jedyny raz w stu procentach się z nim zgadzam." - pomyślał ironicznie Percy.
- Ale to nie ważne, przynajmniej na razie. Policzymy się kiedy indziej. Przybyłem tu w innej sprawie. Jestem bogiem wojny i walki...
- Serio? Nie wiedziałem - powiedział syn Posejdona.
Te słowa same wyrwały mu się z ust. Ogniste kule zapłonęły.
- Ostrzegam Cię po dobroci, chłopcze. Przyszedłem tu, żeby ci POMÓC, może trochę szacunku?
Po tych słowach półbóg zaniemówił. Ares chce mu pomóc? To wszystko wydawało mu się dziwne: miły Hades, pomocny Ares...
- Mamy niewiele czasu, wysłuchaj mnie uważnie. Zeus przysłał mnie tu, abym Ci coś uświadomić. Czy naprawdę chcesz tak szybko dać za wygraną? Zostawić Annabeth, Obóz, świat na pastwę nieznanego? Musisz walczyć, nie możesz się poddać! Wiem coś o tym, uwierz mi. I, proszę, przemyśl to - powiedział i zniknął. Wszystko dookoła Percy'ego ruszyło, obraz się wyostrzył.
"Zaraz, chwila!" - przeszło synowi Posejdona przez myśl - "Czy bogowie Olimpijscy się zmienili, czy ja już kompletnie zwariowałem?!" Idąc w stronę miejsca siedzącego, rozmyślał o tym.
Nagle zawrócił, podbiegł do tronu, na którym siedział rozwalony Hades i wykrzyczał mu prosto w twarz:
- Co ty sobie wyobrażasz, stary zboczeńcu?! - Pan Podziemi spojrzał na niego zaskoczony. Wyprostował sie na fotelu, w jego oczach zaplonął czarny ogień.
- Jak śmiesz...?! - zaczął, lecz Percy przerwał mu.
- Masz mnie zaraz wypuścić z tego śmierdzącego Hadesu! A jak nie, to powiem Zeusowi, że wszystkie pieniądze przeznaczone na Łąki wydajesz na "Playboy'a"! Nie interesujesz się nawet własnym synem! - wrzasnął.
Bóg Umarłych zaczął świecić. Heros przestraszył się, że wuj przybierze pełną boską formę i zmieni go w kupkę popiołu.
- Ty nie wdzięczny... mały... nędzny... jak... - Hades wyszedł z pomieszczenia. Percy zdezorientowany spojrzał na Victorię, która siedziała jak sparaliżowana. Otrząsnęła się z transu.
- Teraz musisz czekać na wyrok - rzekła i także opuściła salę.
Syn Boga Mórz został sam. Czuł się okropnie: bał się, że zawalił i już nigdy nie powróci do Obozu. Obawiał się również, że Hades zapragnie się na nim zemścić, czyli na przykład nasłać na niego zombie. Na zawsze już pozostanie w tym przeklętym miejscu i nigdy nie zobaczy Annabeth. Nigdy jej nie przytuli, nie poczuje jej ciepłych warg na swoich ustach. Szybkim ruchem otarł samotną łzę spływającą mu po policzku i ukrył twarz  dłoniach.
***
Do sali ktoś wszedł. Percy podniósł wzrok i ze zdziwieniem stwierdził że był do jego wujek. Hades bezceremonialnie stanął na podwyższeniu i zaczął mówić:
- Po krótkiej naradzie znam już wyrok, Perseuszu.
"Mam przechlapane" - stwierdził w myślach wspomniany chłopak -"Każe mi przez wieczność sprzątać pałac albo zbierać odchody piekielnych ogarów."
Tymczasem sędzia mówił dalej:
- Perseuszu Jacobie Jacksonie. Niniejszym udzielam Ci oficjalnego pozwolenia na powrót do świata żywych.
Percy otworzył szeroko oczy ze zdumienia i znieruchomiał. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał! Pan Zmarłych podszedł do niego, poklepał po ramieniu i powiedział:
- Jestem z Ciebie dumny, Percy. Z twoją pomocą coś sobie uświadomiłem i może nie jest jeszcze za późno na poprawienie relacji z Nikiem. Dziękuję.
Syn Posejdona uśmiechnął się. W tej chwili między nim, a bogiem wytworzyła się, cienka jeszcze nić przyjaźni.
- Wuju?
- Tak, Percy?
- Czy mógłbym zabrać Victorię do Obozu?
Hades zawahał się. Powoli i z oporem pokiwał głową. Percy machnął zachęcająco ręką w stronę córki Nike, a ta wciąż jeszcze oszołomiona zbliżyła się.
- A więc żegnajcie! - zawołał na pożegnanie Bóg Podziemi. Machnął ręką i dwaj półbogowie zniknęli w ciemności.
×o×
Hahaha, witam ;* Na życzenie wielu osób, wyciągnęłam Percy'ego z Hadesu. Nie wiem, czy mi wyszedł rozdział... Co sądzicie? Next już w sobotę (dobra ja xD). Głosujcie w ankietach, obserwujcie. Miłego czytania! =)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział VIII: "A więc zaczynajmy."

Rozdział dedykuję Anonimkom i Pauli córce Posejdona, którzy bardzo mnie wspierają (:
^_^
Percy szedł w ciszy przez zimny, ciemny korytarz. Stracił rachubę czasu, hol ciągnął się w nieskończoność. Chłopak ciągle pochłonięty był myślami o swojej ukochanej Ann. Myślał o niej tak intensywnie, że na ścianie zobaczył jej mglisty obraz. Szła dokądś, ubrana na czarno i płakała. "Nie" - pomyślał półbóg - "To niemożliwe. To tylko halucynacje!" Ruszył w dalszą drogę. Ukradkiem oglądał się przez ramię; obraz sunął za nim. W końcu chłopak zatrzymał się i dokładniej przypatrzył się postaci. Tak, to na pewno była Annabeth. Złociste loki, szare, teraz zapłakane oczy. Skupił myśli na swojej miłości do niej i wyszeptał:
- Annabeth, jestem przy tobie...
Ku jego zdziwieniu, dziewczyna odwróciła się. Rozejrzała się dookoła, w jej oczach błyszczała nadzieja. Po chwili jednak pokręciła stanowczo głową i odeszła. Obraz rozwiał się. Percy cieszył się, że ponownie zobaczył Ann, że mógł ją pocieszyć choć na chwilę. Na jego twarzy zagościł nikły uśmiech. Chłopak wcisnął ręce do kieszeni szaty, po czym ruszył dalej.
***
Syn Posejdona stał przed kolejnymi wrotami, których pilnowało dwóch szkietelowych wojowników. Gdy zbliżył się do drzwi, wartownicy skrzyżowali przed nim włócznie.
- Stać! - wykrzyknęli chórem - Pan Hades nie przyjmuje zwiedzających.
Percy stłumił wybuch śmiechu. "Czy oni naprawdę myślą, że ja sobie jakąś wycieczkę tu urządzam?!" oburzył się. Postanowił się jednak powstrzymać od komentarza i przemówił do szkieletów opanowanym tonem:
- Ja do wuja Umarlaka. Przyszedłem na Sąd.
Strażnicy spojrzeli na niego zdezorientowani.
- Heros? - Percy przytaknął - Synalek Zeusa?
Teraz dla odmiany chłopak pokręcił przecząco głową. W jednej chwili nastroje wojowników zmieniły się. Twarze im stężały, a w ich oczach czaił się gniew i jakby strach; zacisnęli zęby. Jeden z nich pochylił się do towarzysza i zaczęli o czymś szeptać po starogrecku. Mówili bardzo szybkim i szeleszczącym językiem, ale półbóg zdołał wychwycić wyraz "Posejdon".
Percy odchrząknął. Szkieletory natychmiast się do niego odwróciły.
- No, no, no... potomek Starego Wodorosta. Udowodnij -zażądali.
Percy zdziwił się nieco. Do tej pory sądził, że jego ojciec utrzymuje ze wszystkimi dobre stosunki (może z wyjątkiem Zeusa). Mimo to, zgodził się. Obrzucił Kościstych pogardliwym spojrzeniem, wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Na swoje szczęście wyczuł w pobliżu niewielki zbiornik wód podziemnych. "Chodź do mnie!" nakazał wodzie. Usłuchała. Po kilku sekundach z szczelin w ścianach korytarza wytrysnęły strumienie lodowatej cieczy. Zalały szkielety i zmiotły je z miejsc. Te, oszołomione, wyłożyły się jak długie na posadzce. Maleńka stróżka wody podpłynęła do Percy'ego i po chwili chłopak trzymał w dłoni potężny, złoty trójząb.
- Czy TERAZ mogę już przejść? - spytał ironicznie.
Półprzytomne szkielety jęknęły, chłopak uznał to za pozwolenie. Percy z triumfalnym uśmiechem przekroczył kości i mocno pchnął odrzwia. Te ani drgnęły. "Co to ma być?" - chłopak zapłonął gniewem - "Udowodniłem tym przeklętym strażnikom od siedmiu boleści, że jestem dzieckiem Posejdona! Wypadałoby mnie wpuścić."
Westchnął, zrezygnowany. Obrócił się i już miał odejść, gdy nagle rozległ się głos konchy - taki sam, jak w Obozie Herosów. Syn Boga Mórz poczuł ukłucie bólu w sercu. Tęsknił za domem, za swoją dziewczyną. Zwrócił twarz w stronę dźwięku; ze ścian wysunęły się głośniki, a z nich wydobył się zimny głos kobiety:
- Witaj Perseuszu Jacksonie, synu Posejdona. Pomyślnie przeszedłeś próbę. Zapraszam do środka.
Drzwi drgnęły, a po chwili otworzyły się na oścież. Heros żwawym krokiem wszedł do wielkiej sali. Zrzedła mu mina, gdyż okazało się, że była to najogromniejsza sala sądowa, jaką w życiu widział. Ściany były pomalowane na czarno, tylko z kilku lamp sączyło się światło, rozjaśniając salę. Syn Posejdona błędnym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu. Z boku dojrzał puste ławy przysięgłych, prokuratorów i adwokatów, z tyłu znajdowały się nawet miejsca dla paparazzi i gości. Wszystko zbudowane było z ciemnego drewna. Pośrodku umieszczony był duży, czarny tron, ozdobiony czaszkami. Promieniował mocą i boskością; na jego siedzeniu złożony był atrybut Boga Umarłych - Chełm Mroku. Niedaleko tronu stała mała ławeczka dla skryby, a naprzeciwko mównica dla sądzonego.
- Wow. Widzę, że kochany wujcio nieźle się urządził - mruknął pod nosem Percy.
Za plecami usłyszał dźwięczny śmiech.
- Tak, masz rację. Pan Hades lubi takie klimaty.
Błyskawicznie popatrzył za siebie i ujrzał piękną dziewczynę. Jej aksamitne, kasztanowe loki majestatycznie spływały po ramionach. Miała wydatne kości policzkowe, delikatny nos i oczy w kolorze płynnej czekolady. Percy'emu wydawało sie, że ma elfie rysy twarzy. Była szczupła i zgrabna. Gdy uśmiechnęła się do niego niepewnie swoimi pełnymi, różowymi ustami, zakręciło mu się w głowie.
- Cześć! Jestem Victoria Blow, córka Nike.
Podbiegła do niego w podskokach i wyciągnęła rękę na powitanie. Zaskoczony i oszołomiony jej urodą syn Boga Mórz, jak w transie uscisnął jej dłoń, po czym odrzekł:
- Hej. Jestem Percy. Percy Jackson.
Victoria wytrzeszczyła oczy.
- TEN Percy Jackson? Zbawca Olimpu? Na bogów, cudownie! Dasz mi autograf? - wypowiedziała to wszystko w tak zawrotnym tempie, że chłopak ledwo zrozumiał, o czym mówi.
 - Eee... Jasne, czemu nie? - wydukał zażenowany. Od czasu sławnej ,,Bitwy o Olimp'', która znalazła sie już nawet w nowych podręcznikach do historii w Obozie, wiele osób prosiło go o podpis, zdjęcie itp. Zdążył się już do tego przyzwyczaić; nie był tym w prawdzie zachwycony, ale cóż mógł zrobić? Z lekką niechęcią wziął od córki Nike kartkę, na której napisał swoje imię i nazwisko. Po prostu. Gdy skończył zwrócił jej kawałek papieru. Dziewczyna pisnęła z zachwytu.
- Dzięki! Ja nie mogę, ale nimfy będą mi zazdrościć! Dobra, to do zobaczenia Percy. Za kilka minut zaczyna się rozprawa - wykrzyknęła, po czym w podskokach wybiegła przez mniejsze drzwi umieszczone za ławą przysięgłych. Syn Posejdona odetchnął głęboko i przysiadł na jednej z nich. Dopiero teraz pomyślał o Annabeth. Victoria była ładna, ale dla Percy'ego liczyła się tylko córka Ateny. Znów powróciły do niego myśli o tym, czy sobie radzi. Zatracił sie w rozmyślaniach o swojej dziewczynie i zanim się obejrzał, rozpoczęła się rozprawa.
Ponownie rozległ się dźwięk konchy. Do sali wszedł dumnie Hades, a za nim dreptała uradowana córka Nike. Pan Podziemi zasiadł na tronie i zaszczycił syna Posejdona spojrzeniem.
- Podejdź do mównicy, kochany bratanku.
Syn Boga Mórz, cały sie trzęsąc, podszedł we wskazanym kierunku. Gdy tylko stanął wyprostowany przed wujem, ten uśmiechnął się do niego krzepiąco. "To dziwne. On zwykle nie jest taki przyjazny." - pomyślał Percy, lecz odwzajemnił gest.
- Rozprawa numer 82486732486732374! Losy Perseusza Jacksona! - pisnęła Victoria.
- A więc zaczynajmy - zabrzmiał Hades.
&&&
TA-DAAM! Według życzenia, rozdział w poniedziałek :D Taka o rozprawa :P Mam nadzieję, że Wam się podoba. Następny w czwartek (ewentualnie w piątek). Zapraszam do głosowania w ankietach i obserwowania ^^ No, to miłego czytania ;*

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział VII: Dom Hadesa.

Pośrodku rozległego, ognistego jeziora położony jest mroczny i ponury zamek, osnuty u szczytu Mgłą Śmierci. Ściany zrobione są z czarnego marmuru i wysadzane szlachetnymi kamieniami. Dachy dwóch wieży pokryte są ciemną cegłą. Okna są małe, ledwie widoczne; tylko w jednym z nich, największym pali się światło. Ogród natomiast jest oczywistym dziełem Persefony. Z balustrady tarasu zwieszałją się piękne petunie, róże i tulipany w wielkich donicach; po ścianach pnie się bluszcz. Środkową część ogrodu zajmuje niewielka fontanna w kształcie czaszki, z której wypływa woda. Cały ten widok budzi mieszane uczucia: z jednej strony palac wydaje się przerażający, z drugiej jednak ma w sobie coś i przyciąga tajemniczoścą oraz pięknem.
***
Percy stał przed wielkimi, mosiężnymi wrotami z kołatkami w kształcie czaszek i pochodniami płonącymi czarnym światłem po bokach. Powierzchnię odrzwi pokrywały sceny najróżniejszych sposobów śmierci. Heros wzdrygnął się. Było to wejście do pałacu Hadesa; miejsca, gdzie chłopak miał dowiedzieć się, co z nim będzie po śmierci. Może i Pan Podziemi był jego wujem, ale wszystkich zmarłych traktował tak samo. Teraz cała wieczność, którą Percy miał spędzić w Krainie Umarłych, zależała od tego zgryźliwego i wkurzającego gościa.
Synowi Posejdona nogi trzęsły się ze strachu przed tym, co go czeka. Czuł się okropnie; żar z jeziora palił mu gardło pry każdym oddechu, a jaskrawa ognista lawa raziła w oczy. Rozmyślał też o tym, co dzieje się na powierzchni. "Czy mój pogrzeb już się odbył? Jak się czuje Ann?" Ta ostatnia myśl nurtowała go najbardziej. Widział ból w oczach swojej dziewczyny, gdy odchodził i dlatego zastanawiał się, jak sobie radzi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało.
W końcu uznał, że nie może stać tak w nieskończoność i postanowił wejść do środka. Już miał naciskał klamkę, gdy usłyszał za sobą czyjś głos:
- Cześć Percy.
Półbóg zamarł. Gwałtownie odwrócił się, lecz po chwili odetchnął z ulgą. Nico di Angelo wyszedł z cienia i uśmiechnął się nieznacznie.
- Przepraszam, nie chciałem się przestraszyć - usprawiedliwił się.
- Nie ma sprawy i tak jestem już ostro zestresowany.
Syn Hadesa zaśmiał się. Percy był zdziwiony jego nagłą zmianą nastroju - zwykle Nico był ponury, zirytowany, a teraz coraz częściej się śmiał.
- Nie taki diabeł straszny! W tym przypadku dosłownie. Mój ojciec nie jest taki, jak mówią. Musisz po prostu mieć ciętą gadkę, wojowniczą postawę i dużo żartować, wtedy cię polubi.
Syn Posejdona popatrzył z podejrzeniem na swojego rozmówcę. Pod wpływem jego wzroku, di Angelo lekko się zarumienił.
- Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz? - spytał, spoglądając w inną stronę.
- Bo jesteś jakiś dziwnie wesoły... - Percy podszedł do niego i rozczochrał mu włosy. Następnie przytrzymał go w żelaznym uścisku. Syn Hadesa wyrwał się z jego objęć i przetransportował cieniem do kolejnego drzewa. Bawili się w tak najlepsze, kiedy nagle niebo pociemniało, trzasnął piorun, a lawa zabulgotała. Nico spoważniał.
- Czas na Ciebie Percy. Aha, jeszcze jedno! Byłem na powierzchni - dostrzegł zaciekawione i stęsknione spojrzenie przyjaciela - wszyscy szykują się na twój pogrzeb, odbędzie się jutro. A Annabeth... cały dzień siedzi zamknięta w domku Ateny i płacze - jest załamana. Przykro mi, stary.
Percy posmutniał i zasępił się. Nie chciał, żeby Ann cierpiała i wiedział, że ona ma tego świadomość. Wszyscy byli smutno, że zginął... W tym momencie obiecał sobie, że poprosi Hadesa o powrót do Obozu Herosów. I będzie dla niego tak miły, jak tylko to konieczne.
- Dziękuję Ci Nico, naprawdę.
- Nie martw się, Percy. Wrócisz do nas, już ja o to zadbam - odrzekł.
Syn Posejdona ostatni raz zerknął na kuzyna, który już znikał w cieniu. Westchnął i z powrotem podszedł do wejścia. Odetchnął głęboko, po czym nacisnął klamkę. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie. Uchyliły się i po chwili przed Percy'm rozciągało się ogromne pomieszczenie, lecz co najdziwniejsze - było puste. Tylko nagie ściany i czarny obłok dynu unoszący się w powietrzu. Syn Posejdona niepewnie przekroczył próg i ruszył wzdłuż holu w stronę światełka majaczącego w oddali.
===
Dzisiaj dziwny i krótki, ale mam pustkę w głowie. Jest Nico *_* Następny we wtorek, ale będzie dłuuuuuuuuuugi, obiecuję!! A potem w okresie Wielkanocnym rozdziały będą częściej (może nawet codziennie).
To tyle, nie zanudzam już ;)
P. S: Proszę, nie bijcie :c Naprawdę się staram

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział VI: Pogrzeb i duch.

Był pochmurny, deszczowy dzień. Zwykle jaskrawy Helios, chował się dziś za dużymi, szarymi obłokami, leniwie płynącymi po niebie; gęsta mgła wisiała w powietrzu. Morze przy Long Island było niespokojne, nieboskłon co chwila przecinały błyskawice.
W Obozie Herosów trwała żałoba. W obronie obozowiska zginęło dwóch wspaniałych herosów - Percy Jackson, syn Posejdona oraz Maggie Grand, córka Zeusa. Wszyscy byli z tego powodu smutni, niektórzy płakali. Na terenie obozu dało się jeszcze zauważyć ślady walki i zniszczenia, ale teraz nikt się tym nie przejmował. Obozowicze byli zbyt zajęci przygotowywaniami do uroczystości spalenia całunów. Mieli się na niej zjawić Zeus, Posejdon, Atena, Apollo, Artemida, Hermes, Sally Jackson oraz Kathreen Grand. Cały obóz zaangażował się, aby pomóc.
 Tylko Annabeth już od dwudziestu czterech godzin siedziała zamknięta w domku Ateny i płakała. Płakała za osobą, którą kochała nad życie, której najbardziej ufała: za Percy'm. Dziś jest osiemnasty sierpnia, urodziny jej chłopaka. Dzisiaj też miał zostać spalony jego całun. Annabeth wydało to się paradoksem tak strasznym, że aż śmiesznym. Wciąż jednak nie mogła wyjść z szoku. Zaledwie kilka dni temu dowiedziała się, że ją kocha, została jego dziewczyną... miała szansę na prawdziwe szczęście! A teraz on nie żyje, zostawił ją samą. Już nigdy jej nie przytuli, nie pocałuje, nie powie, że ją kocha. Cały czas miała przeczucie, ze gdyby się z nim wtedy nie pokłóciła, do niczego by nie doszło! Jej twarz ponownie wykrzywił grymas, z oczu pociekły łzy. "Percy nie chciałby, żebym cierpiała" - przeszło jej przez myśl - "Chciałby, abym była szczęśliwa z kimś innym, a o nim zapomniała." Lecz mimo to, nie potrafiła zapomnieć o tym fajtłapowatym, wesołym, opiekuńczym synu Posejdona. Nie potrafiła być szczęśliwa bez Niego. Cierpiała, bardzo cierpiała... ale wiedziała też, że kiedyś się spotkają. I tylko ta myśl powstrzymywała ją od popadnięcia w depresję lub popełnienia samobójstwa. Otrząsnęła się z rozmyślań, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Z westchnieniem podniosła się z łóżka, podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. Na progu ujrzała... Piper.
- Annabeth! - wykrzyknęła córka Afrodyty i rzuciła się dziewczynie na szyję- tak się o ciebie martwiłam! 
- Cześć. Proszę, wejdź - Annabeth zmusiła się do słabego uśmiechu.
Z powrotem przysiadła na skraju posłania i gestem zachęciła przyjaciółkę, aby uczyniła to samo. Siedziały chwilę w milczeniu, wpatrując się w ścianę. Niespodziewanie, córka Ateny wybuchnęła płaczem. Potrzebowała się komuś wyżalić, zrzucić wreszcie ten ciężar. Piper przysunęła się do niej i mocno ją objęła.
- Już, Annie, spokojnie. Wszystko się jakoś ułoży - pocieszała - nie możesz wiecznie za nim płakać.
- Kochałam go, tak bardzo go kochałam... Dalej kocham - łkała Annabeth - a on nie żyje...
Półbogini uniosła głowę i spojrzała w głębokie, piwne oczy córki Afrodyty, w których także poczęły zbierać się łzy.
- Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, zawsze masz nas - oświadczyła Piper - Mnie, Thalię, Hazel, Clarisse; cały obóz. Nie jesteś sama.
- Dziękuję Ci - odparła wdzięcznym tonem Ann.
Nagle rozległ się dźwięk konchy.
- Muszę już lecieć, czekają na mnie - rzekła córka bogini miłości, zsuwając głowę Annabeth z ramienia i wstając - a ty lepiej się ogarnij, niedługo uroczystość. Pa!
Posłała jej przelotnego buziaka i już jej nie było. Wbrew pozorom, Annabeth bardzo ta rozmowa pomogła. Cieszyła się, że przyjaciółki o niej pamiętają, że się od niej nie odwróciły.
Zerkneła na zegarek - na tarczy urządzenia widniała godzina 8:30. "Chyba rzeczywiście czas się zbierać" pomyślała córka Ateny. Delikatnie zsunęła się z pościeli i bardziej żwawym krokiem podeszła do lustra. W tafli zobaczyła dziewczynę z rozczochranymi włosami, oczami czerwonymi od płaczu i opuchniętymi policzkami. Po raz, nie wiadomo który westchnęła smutno i stanęła naprzeciwko szafy. Wyjęła z niej wcześniej przygotowany, czarny strój. Była to długa, szaro-czarna sukienka z broszką w kształcie malutkiej sowy, szal i płaskie sandały. Rzuciła wszystko na krzesło, po czym weszła do łazienki. Umyła zęby i wzięła szybki prysznic. Chłodna woda zawsze uwalniała ją od ponurych myśli. Zmywała z niej wszelkie troski i zmartwienia, pozwalała się zrelaksować. Niestety, Annabeth kojarzyła się również z Percy'm. Z ponurym wyrazem twarzy zakręciła dopływ wody i szczelnie owinęła się ręcznikiem. Wyszła z pomieszczenia, ponownie stanęła przed lustrem i rozpoczęła "zabiegi upiększające", jak je często nazywała. Włosy wysuszyła i spięła w ciasnego koka, rzęsy pomalowała tuszem, a na powieki nałożyła odrobinę srebrnego cienia. Gdy skończyła, przebrała się w suknię, zgarnęła torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, po czym wyszła z domku. Powietrze poranka lekko ją otrzeźwiło i pozwoliło zebrać myśli. Może, zamiast płakać za Percy'm, powinna pomyśleć, jak wyciągnąć go z Podziemia? Gdyby tak poprosić Hadesa lub Tanatosa...? "Dość. Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei!" skarciła się w duchu. Rozmyślając nad tym wszystkim, powolnym krokiem ruszyła w stronę amfiteatru, w którym już gromadzili się ubrani na czarno bogowie, obozowicze i śmiertelnicy. Była w połowie drogi, gdy niespodziewanie w głowie usłyszała cichy szept:
"Annabeth... jestem przy tobie."
Zatrzymała się gwałtownie. Rozejrzała się dookoła, lecz nie znalazła źródła dźwięku. Kilka osób idących koło niej spojrzało na nią pytającym wzrokiem, lecz ona to zignorowała. To niemożliwe, ale... wszędzie rozpoznałaby ten głos. Należał on do Percy'ego. "Przecież jego nie ma, właśnie idziesz na jego pogrzeb!" - rozsądek wziął górę. Pokręciła głową i poszła dalej.
***
Po chwili doszła na miejsce. Stanęła w bramie i zaniemówiła z wrażenia. Całe trybuny zajęte zostały przez herosów, bogów, pracowników obozu i gości. Każdy, kto choćby z widzenia znał Percy'ego, przybył do Obozu Herosów na uroczystość. Pojawiła się nawet Clarisse wraz z domkiem Aresa - a oni nie znosili syna Posejdona. Wzruszenie ścisnęło gardło Annabeth, ale powstrzymała się od okazywania uczuć. Musiała się opanować, była przecież córką bogini mądrości! Otrząsnęła się z chwilowego szoku i z kamienną twarzą przeszła na środek obiektu, by przyjrzeć się całunom. Uszycia całunu Percy'ego podjął się domek Ateny, ponieważ w obozie był tylko jeden potomek Posejdona. Był to niebieski, atłasowy materiał; na środku wychaftowany był duży, złoty trójząb skrzyżowany z mniejszym, srebrnym mieczem - zapewne Orkanem. Na dole widniał napis: Percy Jackson, bohater. Córka Ateny załkała. Nie potrafiła już dłużej powstrzymywać kłębiących się w niej uczuć. Ten mały kawałek materiału idealnie przedstawiał jej ukochanego. Przeniosła wzrok na całun siostry Thalii, Maggie. Ten został wykonany przez dzieci Apolla. Szary, sztywny materiał falował delikatnie na wietrze. Na środku wyszyto srebrny piorun otoczony kilkoma małymi. Pod obrazem napisane było - Maggie Grand, heroska. Annabeth, wciąż płacząc, skierowała kroki w stronę widowni. Nie obchodziło ją to, że ludzie zerkają na nią ukradkiem, czy szepczą o niej. W ciszy zajęła miejsce obok swojej przyjaciółki Clarisse. Ta spojrzała na nią z rozczuleniem, a także smutkiem w oczach i przytuliła.
- Wszystko się jakoś ułoży, zobczysz - powiedziała, lecz Ann wyłapała cień zwątpienia w jej głosie.
Ktoś zadął w konchę. Na podest wyszedł Chejron w czarnej marynarce oraz zarzuconym na grzbiet pledzie w tym samym kolorze.
- Witam wszystkich tu zgromadzonych! - zaczął - Jak zapewne wiecie, zebraliśmy się tu, aby pożegnać dwóch, wspaniałych herosów - Percy'ego oraz Maggie. Wykazali się wielką odwagą broniąc nas przed napastnikami. Percy niejednokrotnie uratował Obóz Herosów, Olimp czy nawet świat; tak i panna Grand ma na swoim koncie kilka spektakularnych wyczynów.
Jego przemowa trwała długo, lecz Annabeth zamyśliła się i nie słuchała. Zdołała tylko wyłapać ostatnie zdania.
 Jestem pewien - po policzku koordynatora zajęć spłynęła łza - że nigdy o nich nie zapomnimy. Będą żyli dalej, w naszej pamięci!
Po centaurze przemawiało jeszcze wiele osób: Piper, Jason, Grover, Frank, Hazel, Clarisse, matka Percy'ego i Maggie. Wszyscy wygłosili piękne i wzruszające przemowy. Po Thalii przyszedł czas na Annabeth. Na miękkich nogach wstała z siedzenia i weszła na podest. Łzy płynęły jej obficie po policzkach, z gardła wydobywał się szloch.
- Percy był niesamowitym herosem - głos Ann załamał się - najlepszym, jakiego spotkałam. Lojalnym, odważnym, silnym, pomocnym, zawsze gotowym stanąć w twojej obronie. Nigdy się nie poddawał, walczył do samego końca; był gotowy oddać życie za przyjaciela. Był także chłopakiem doskonałym: czułym, romantycznym, opiekuńczym, kochającym... Pamiętam wiele pięknych chwil, które przeżyliśmy tu, w Obozie. On poległ, broniąc miejsca, które kocha i ludzi, których kocha. Z pewnością nie chciałby, żebyśmy za nim długo płakali. Musimy iść naprzód.
Zakończyła przemowę, usłyszała oklaski. Dalej jednak stała nieruchomo na środku, w centrum uwagi. Nie mogła się ruszyć; czuła, jakby całe ciało miała z ołowiu. Spojrzała w kierunku miejsca, które zajmował Bóg Mórz. Siedział między Zeusem i Sally. Kobieta opierała głowę na jego ramieniu, a on przytulał ją i delikatnie głaskał po głowie, szepcząc przy tym jakieś słowa otuchy. Gdy napotkał jej wzrok, Annabeth poczuła uścisk w sercu. Oczy Posejdona miały taki sam kolor jak Percy'ego; teraz pełne były bólu i tęsknoty. Córka Ateny nie wytrzymała tego spojrzenia, więc skupiła się na Gromowładnym. Jak zwykle miał na sobie szary, prążkowany garnitur, włosy elegancko zaczesane do tyłu i... zaraz, czy on płacze?! Nie, na pewno jej się zdawało. Ann postanowiła ruszyć się z miejsca, więc, zanosząc się spazmatycznym szlochem, pobiegła do widowni i usiadła. Na podest znów wkroczył Chejron i poprosił:
- A teraz, uczcijmy minutą ciszy ofiarę naszych bohaterów.
Zapadła nieznośna cisza. Słychać było tylko liści na drzewach i wody. Annabeth bezmyślnie wodziła oczami po lini drzew rozpoczynających las, gdy jej wzrok padł na coś - a raczej kogoś - kto stał przy jeziorku. Nawet jako duch nie stracił nic ze swojego uprzedniego wyglądu. Ciągle rozczochrane, ciemne włosy, piękne, morskie oczy, które tak uwielbiała, zawadiacki uśmiech... Takim właśnie go zapamiętała. Ubrany był w długą, szarą szatę, stopy miał bose. Wokół niego roztaczała się srebrna poświata, ale wszyscy zdawali się go nie zauważać. Córka Ateny była mimo to pewna, że to On; rozpoznała Go nawet z tej odległości. Zerwała się z miejsca i popędziła w tamtą stronę ile sił. Z jej ust wydobył się pełen niedowierzania krzyk, przerywając milczenie:
- Percy?!
^^^
Rozdzialik jest! Opisowy, ale potrzebny. Za wszystkie błędy najmocniej sorki ×-× Od razu informuję, że następny na pewno, nieodwołalnie w piątek. I uwaga: ROZDZIAŁ VII BĘDZIE  CAŁY PISANY Z PERSPEKTYWY PERCY'EGO Z PODZIEMIA W CZASIE PRZYGOTOWAŃ I POGRZEBU :) Jeszcze raz PRZEPRASZAM za tę jednodniową obsuwę =*
Komentujesz - motywujesz :D

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Liebster Blog Award


Siemka kochani! Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez ~Lena, której serdecznie za to dziękuję  Z radością odpowiadam więc na pytania:


1. Największe marzenie?

Od zawsze moim marzeniem było zostanie sławną piosenkarką lub pisarką.

2. Ulubiony film?

Jest ich doprawdy zbyt wiele, żeby wszystkie tu wymienić. Saga Harry Potter jest z pewnością bliska mojemu sercu, podobnie jak filmy Marvela. Te o przygodach Percy'ego nie są moim zdaniem wcale takie złe, jednak do ulubionych się nie zaliczają ;)

3. Od kiedy piszesz i dlaczego?

Piszę dokładnie od 19 marca 2014 roku, chodź z pewnymi przerwami. I to znacznymi. Dlaczego? Chciałam po prostu spróbować swoich sił i udostępnić moje teksty szerszemu gronu odbiorców.

4. Gdybyś miała wybrać między miłością a przyjaźnią, co byś wybrała?

To trudny wybór. Nawet w miłości często można czuć się samotnym. Myślę więc, że mimo wszystko wybrałabym przyjaźń.

5. Jakie są najbardziej cenione przez ciebie cechy u ludzi?

Lubię w ludziach bezinteresowność i szczerość.

6. Co robisz w wolnym czasie?

Piszę! Czytam też mnóstwo książek, w każdej wolnej chwili. Dla odmiany lubię czasem obejrzeć dobry film.

7. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?

Tu ponownie pojawia się problem z wyborem jednej jedynej, ale na ten moment bardzo polubiłam twórczość Michaela Jacksona i zespołów One Republic oraz Coldplay.

8. Ile masz lat?

14 :)

9. Czytałaś taką książkę, przez którą kiedykolwiek płakałaś, a jeśli tak, to jaki jest jej tytuł?

Niestety, nie miałam jeszcze przyjemności przeczytania takiej książki. Płakałam za to na zakończeniach kilku filmów i seriali.

10. Największą radość sprawia Ci...

Czytanie książek, słuchanie muzyki, przebywanie z rodzinką i spotkania z przyjaciółmi.


No dobrze, teraz moja kolej na mnie...

1. Jaka jest twoja ulubiona książka?
2. Jak ma na imię twój najlepszy przyjaciel/przyjaciółka?
3. Twoje ulubione danie, to...?
4. Jakiego aktora najbardziej lubisz?
5. Kim chciałbyś/chciałabyś zostać w przyszłości?
6. Jakich cech nie lubisz w ludziach?
7. W jakim mieście mieszkasz?
8. Które zwierzę jest twoim najulubieńszym?
9. Jaki jest Twój ulubiony kolor?
10. Twoją szczęśliwą liczbą jest...?

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział V: Rozpacz, śmierć i Podziemie.

Rozdział napisany z myślą o Córce Zeusa :D
~~~
Percy upadł na kolana. Ciemne plamki tańczyły mu przed oczami. Resztkami sił rozejrzał się po polu walki, wzrokiem szukając Annabeth, lecz nie mógł jej dojrzeć. "Może coś jej się stało?" pomyślał z przerażeniem. W tym momencie wszystkie jego głęboko skrywane obawy wypełzły na wierzch, w kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy. "Ona żyje, nic jej nie jest!" powtarzał w myślach jak mantrę. Przez chwilę miał wrażenie, że słyszy jak ktoś woła go po imieniu, ale uznał, że mu się zdawało.
Wzrok mu się zamglił, ból w prawym przedramieniu wzmógł się. Percy wiedział, że kły Lwa Nemejskiego mają w sobie truciznę, że powoli umiera. W ostatnich minutach życia pomyślał o Annabeth i Obozie Herosów. Czy zdołają się obronić? W to nie wątpił. Zdążyli już zabić trzy z czterech potworów. Tylko Campe jeszcze walczyła, reszta stworów została już unicestwiona. Chłopak bardziej martwił się o córkę Ateny, a właściwie był przerażony. Nie wątpił w jej umiejętności walki, ale czuł o nią dziwny niepokój. Kochał ją najbardziej na świecie i nie chciał, żeby coś złego jej się stało. Leżąc półprzytomny na piasku, rozmarzył się o pięknych burzowych oczach Annabeth, które zawsze, gdy coś nabroił lub powiedział coś głupiego, patrzyły na niego z mieszaniną czułości, rozbawienia i troski. czy jego mózg przypadkiem nie wyparował Myślał o jej złotych lokach, w których widniało jeszcze siwe pasemko - pamiątka po dźwiganiu nieba - długich, zgrabnych nogach i zaróżowionych policzkach. Z zamyślenia wyrwał go okrzyk Clarisse La Rue, córki Aresa, jego przyjaciółki. Jak przez mgłę zobaczył, że wysyła ostatniego potwora do Tartaru. Gdy i Campe zmieniła się w kupkę złotego pyłu, Percy usłyszał poruszenie i cały Obóz zgromadził się wokół niego. Po chwili przybiegła Ann, w postrzępionym ubraniu, z wieloma płytkimi ranami na nogach oraz ramionach. Uklękła przy nim, zanosząc się szlochem. Gdy zobaczył nad sobą jej zapłakaną twarz, zdobył się na słaby uśmiech.
- Annabeth, proszę, nie płacz - wyszeptał. Podniósł lewą rękę i zaczął głaskać ją po policzku, ścierając przy tym spływające po nim łzy - Wszystko będzie dobrze.
- Nie, Percy, nic nie będzie dobrze! - wykrzyczała z rozpaczą, łkając - Nie mogę Cię znów stracić! Za bardzo Cię kocham Glonomóżdżku...
- Nigdy Cię nie opuszczę, nigdy. Obiecuję.
Annabeth wtuliła się w jego klatkę piersiową, a on opiekuńczo gładził ją po włosach. Leżeli tak razem kilka minut. Dziewczyna uniosła lekko głowę, a syn Posejdona pocałował ją tak, jak jeszcze nigdy się nie całowali. Ann łapczywie oddawała każde muśnięcie jego ust, a jej ręce powędrowały do ciemnych włosów partnera. Półbogini pragnęła bliskości Percy'ego, nie śmiała przerywać tej magicznej chwili. Chciała, by ten moment zapomnienia trwał wiecznie. Miała dziwne przeczucie, że to będzie jedyny taki moment w przeciągu paru tygodni. Kiedy zakończyli pocałunek, ze wstydem zdali sobie sprawę, że przypatrują im się wszyscy obozowicze. Córki Afrodyty miały łzy w oczach i wpatrywały się w nich z rozczuleniem. Synowie i córki Demeter, Hefajstosa, Hermesa, Hekate i Hestii o czymś między sobą szeptali. Dzieci Aresa i Ateny z kolei wpatrywały się w nich z lekkim zażenowaniem i niesmakiem. Percy odsunął się niechętnie od Annabeth i położył z powrotem na piasek. Dopiero teraz poczuł zmęczenie i ból. Czuł się coraz gorzej; głowa bolała go tak, jakby przywalił nią w mur, ręce mu się trzęsły, nogi zdrętwiały, a prawe ramię obficie krwawiło. Cały czas jednak wpatrywał się w swoją dziewczynę, która ukryła twarz w dłoniach i płakała.
- Kocham Cię, Annabeth - rzekł ledwo słyszalnym szeptem.
Zamknął oczy. Nagle przestały do niego docierać jakiekolwiek bodźce, ból ustał. Osunął się w ciemność.
***
Percy obudził się w długiej, szarej szacie na brzegu jakiejś rzeki. Zajęło mu chwilę zorientowanie się, że to Styks, Święta Rzeka. "A więc jednak umarłem." przeszło mu przez myśl. Podświadomie miał  nadzieję, że dzieciaki od Apollina go uleczą. Bał się Podziemia; był dzieckiem Posejdona, jego żywiołem była woda. Zmarli zawsze go przerażali, a teraz był jednym z nich. Ruszył powolnym krokiem w kierunku bram widniejących w oddali i ich strażnika, trójgłowego psa Cerbera. Po drodze zastanawiał się, gdzie trafi: Łąki Asfodelowe, Elizjum? "A może Pola Kary?" - ta myśl napawała go przerażeniem. Nie wydawało mu się, żeby na to zasłużył, ale nie wiedział, co przygotował dla niego Hades... Przeszedł między włochatymi łapami psa i stanął naprzeciwko wrót z napisem "Półbogowie i herosi". Przechodząc przez bramę napotkał wiele dusz, ale żadna nie zwróciła na niego uwagi. Kiedy dotarł do ciemnoskórego faceta we włoskim garniturze siedzącego przy czarnym stoliku, uśmiechnął się przyjaźnie i zapytał:
- Dzień dobry, jestem Percy. Którędy do Charona?
- Kolejny heros, hę? To niewiarygodne, jak szybko i tłumnie wy umieranie - westchnął teatralnie z irytacją. Percy popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale postanowił się nie odzywać.
- Jestem Argon. Chodź, zaprowadzę Cię do łodzi - wskazał ręką na rzekę majaczącą w oddali. Percy spojrzał i zobaczył starca z kosturem stojącego przy długiej, czarnej łódce zacumowanej przy brzegu - Masz obola?
Percy zaniemówił. Nie miał przy sobie żadnych pieniędzy! Rozejrzał się nerwowo dookoła. Nieopodal niego, w zeschniętej trawie, pojawiło się coś błyszczącego. Gdy tam podszedł, podniósł z ziemi dużego, okrągłego, srebrnego obola - zapłatę dla Charona za przewóz przez Styks. Wrócił do Argona i pokazał mu monetę.
- Mam - rzekł z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, nie zginiesz. - po wypowiedzeniu tych trzech słów, mężczyzna zaśmiał się krótko i szorstko. Po chwili, na jego twarz powrócił grymas.
Następnie, bez słowa ruszył ku mrocznej postaci na brzegu Świętej Rzeki. Po kilku minutach marszu, Percy stał przed wysokim, przeraźliwie chudym i bladym mężczyzną w czarnej szacie z kapturem i laską w ręce. "Trochę przypomina Śmierć; taką, jaką wyobrażają sobie śmiertelnicy", pomyślał syn Posejdona.
- Masz rację, coś w tym jest - przytaknął Argon.
Percy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Wyglądało na to, że ten barczysty, ciemnoskóry mężczyzna w włoskim garniturze dodatkowo czyta w myślach. "Super" pomyślał syn Posejdona bez entuzjazmu.
- Witaj, Charonie - zaczął z powagą "Czytający w Myślach" - przeprowadziłem Ci herosa, który musi dotrzeć do Domu Hadesa na Sąd Ostateczny.
Tajemniczy facet wymówił wyraz "sąd" z takim szacunkiem i jakby strachem, że Percy zaczął zastanawiać się, co go czeka... Charon w odpowiedzi tylko skinął głową i wyciągnął rękę w stronę półboga.
- Podaj mu monetę - wyszeptał Argon do ucha Percy'emu - przewiezie Cię do pałacu Hadesa, potem musisz radzić sobie sam; on nie ma tam wstępu. Powodzenia - dodał i ruszył z powrotem w stronę swojego stolika. Percy niepewnie podał zapłatę wspomnianemu wcześniej mężczyźnie. Ten zamknął dłoń i obol zniknął. Charon magicznie zmienił swój kostur na wiosło i grzecznie zaprosił chłopaka do łodzi. Syn Posejdona wsiadł na nią i razem pożeglowali przez rzekę Styks.
=~=
Witam =^ Możecie był ze mnie dumni - cały rozdział napisałam wczoraj w szkole xd Tekst "super" Percy'ego, był inspirowany moją przyjaciółką :D Następny, rozdział VI, w poniedziałek. Przypominam o ankietach, obserwowaniu, bla, bla, bla... xD
Pamiętaj: KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ! :)

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział IV: "Obóz jest w niebezpieczeństwie."

Percy spojrzał na nią w osłupieniu.W domku zaległa grobowa cisza. Nawet ptaki przerwały swą pieśń jakby przeczuwając, że coś się święci.
- Ty? - zapytał z niedowierzaniem.
- A to takie dziwne? No proszę, jesteś córką Ateny i od razu nie masz prawa się bać! - stwierdziła z irytacją Annabeth.
- Wiesz, nie wszyscy są tak genialnymi strategami jak ty! - oburzył się Percy.
Mimo wszystko, Ann poczuła się mile połechtana komplementem.
- Zawsze masz jakiś plan, z każdej sytuacji potrafisz znaleźć wyjście. A pomyślałaś może, jak czuje się ktoś inny? Jak ja się czuję?!
- Percy, to, że moją matką jest bogini mądrości - wykrzyknęła Ann. Dawne samozadowolenie prysło jak bańka mydlana - nie oznacza, że...
Kłótnię przerwał im dźwięk konchy. "Kolacja" pomyślał wciąż zbulwersowany Percy. Wstał z łóżka i podszedł do biurka. Spojrzał na zegar - "Momencik, przecież dopiero czwarta!".
Ktoś znów zadął konchę.
- Obóz jest w niebezpieczeństwie. - powiedział na głos.
Pomimo ostrej wymiany zdań do jakiej przed chwilą między nimi doszło, chwycił córkę Ateny za rękę. Ta uśmiechnęła się do niego nieśmiało, nie zważając na uczucie strachu, które w niej narastało. Bała się, że coś poważnego zagraża Obozowi - miejscu, w którym się wychowała. Pełna obaw wybiegła razem z Percy'm z domku. Już po przebiegnięciu kilku metrów spostrzegli, że sytuacja jest poważna. Panował totalny chaos. Herosi w pełnym rynsztunku bojowym biegali po placu nawołując innych do wyjścia. Garstka półbogów podobnie jak oni biegła w stronę Wielkiego Domu, aby dowiedzieć się co się dzieje. Większość herosów miała jednak już przy sobie miecze, sztylety i tarcze. Dzieci Aresa dosiadały swoich rydwanów wydając okrzyki bojowe. Bracia Hoodowie prowadzili domek Hermesa w stronę plaży. Najady powyskakiwały z jeziora kajakowego, driady poznikały z swoich drzewach przygotowując je na atak, a spanikowani satyrowie biegali wśród nowo przybyłych obozowiczów rozdając broń i pancerze. Domek Ateny wraz z dziećmi Afrodyty, Demeter i Hebe stali na uboczu. "Pewnie omawiają plan bitwy i planują sprytny atak." - pomyślał Percy z przekonaniem. Nie wiedział, co grozi jego ukochanemu obozowi, ale był pewien, że są na to dobrze przygotowani. Annabeth dała mu całusa w policzek, po czym puściła jego rękę i pobiegła dołączyć do reszty rodzeństwa. Kiedy Percy patrzył jak odbiega, ogarnął go strach o nią. A co, jeśli znowu ich rozdzielą? Jeśli porwie ją jakiś potwór? Nie chciał znów przezywać tego, jak wtedy, gdy zabrała mu ją mantikora. 
***
Jako, że domek Posejdona miał tylko jednego lokatora, Percy sam mógł zdecydować gdzie ustawi się, aby bronić Obozu.Pomyślał, że najlepiej byłoby walczyć nad jeziorem kajakowym, w końcu w wodzie był najsilniejszy. Pobiegł więc nad jezioro, ubrany już w pancerz oraz ze swoim mieczem Orkanem u pasa. Kiedy wcześniej biegł do zbrojowni po pancerz, spotkał Chejrona. Dowiedział się od niego, że ktoś (a według jego przypuszczeń - Rea) wypuścił z Tartaru cztery potwory: Minotaura, Lwa Nemejskiego, Hydrę Lernejską oraz Campe. I, dziwnym trafem, wszystkie te potwory miały zamiar zaatakować Obóz w tym samym czasie.Podobno czaiły się gdzieś w lesie, a zauważyła je pewna driada i od razu zaalarmowała Chejrona i Pana D. Dla Percy'ego szokiem był sam fakt, że jakikolwiek potwór mógłby chociażby zbliżyć się do Obozu. Odkąd kilka lat temu zdobyli Złote Runo, nie zaatakował ich żaden większy potwór - poza tymi do treningów. Przecież magiczna granica sosny Thalii i Runo powinny ich chronić...
Gdy tak rozmyślał, usłyszał chrzęst łamanych gałęzi nieopodal w krzakach. Odruchowo sięgnął po Orkana. Najpierw, wśród gęstwiny ujrzał jarzące się czerwienią, wielkie ślepia. Potem usłyszał gardłowy charkot i z zarośli zaczęło wynurzać się cielsko potężnego Lwa Nemejskiego. Jego stalowe futro mieniło się w złowrogo. Syn Posejdona już wcześniej spotkał się z tym potworem, podczas misji ratowania Annabeth. Zabił go wtedy wrzucając mu do paszczy trochę obrzydliwego, "kosmicznego" jedzenia ze sklepiku - najwyraźniej zwierzę miało mu to za złe. Percy chciał zagwizdać, poprosić o pomoc, lecz gdy się odwrócił, zauważył, że reszta potworów także pokazała się i zaczęła okrążać magiczne granice Obozu. Półbóg zrozumiał, że z tym potworem będzie musiał rozprawić się sam. "Po raz drugi" pomyślał. Wyciągnął miecz z pochwy i przygotował się do ataku.
Lew skoczył. Najpierw odbił się od niewidzialnej bariery, co wielce Percy'ego ucieszyło. Lecz potem spróbował jeszcze raz, kolejny i następny. Po pewnym czasie udało mu się wkroczyć na teren Obozu. "No to się zaczęło" - pomyślał Percy, czując adrenalinę buzującą mu w żyłach.
Ruszył do ataku. Niestety, futro Lwa Nemejskiego było niezwykle wytrzymałe, więc Orkan tylko się od niego odbijał. Lew, wykorzystując chwilę nieuwagi Percy'ego, doskoczył bliżej i zatopił kły w jego prawej ręce.
!!!
Rozdział IV - do odfajkowania! Jak się podoba? Sorry, że taki krótki, ale wiecie: brak czasu, szkoła ;-; Postaram się w najbliższym czasie pisać więcej. No, akcja nareszcie się rozkręca :) Jak zwykle przypominam o obserwowaniu bloga, głosowaniu w ankietach i pamiętaj: KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ!